TRANSKRYPCJA VIDEO
lat 90-tych Białorusa przechodziła trudne zmiany. W 2000 roku wszystko się zmieniło. Ludzie zaczęli się buntować, co doprowadziło do powstania opozycji. W 1995 roku wymyślono Unie Białorusko-Rosyjską, by wzmocnić władzę w Białorusi. Ale w 2006 roku protestujący zostali brutalnie złamani przez wojsko. Dziś wybory są sfałszowane, co pogarsza sytuację gospodarczą i polityczną kraju. Od lat 90-tych Białorusa zmaga się z trudnymi zmianami, które doprowadziły do powstania opozycji i wymyślenia Unii Białorusko-Rosyjskiej. Protestujący są brutalnie tłumieni przez władzę, a sfałszowane wyb"
Kettle Białoruś nie poszła drogą chociażby Litwy, Łotwy czy Estonii. Nie jest dziś ani wolna, ani demokratyczna. Jest za to współagresorem w rosyjskiej napaści na Ukrainę. Jak do tego doszło? Jak Białoruś, która początkowo była na drodze do demokracji, z tej drogi zeszła? Jak wpadła w spiralę zależności od Rosji, w której tkwi do dziś? 23 sierpnia 1989 roku mieszkańcy państw bałtyckich utworzyli wielki łańcuch. Był to tylko jeden z symbolicznych przykładów, jak mieszkańcy byłych republik ZSRR walczyli o swoją niepodległość. Na Białorusi takich wielkich protestów nie było. Ten owoc, który spada, to jest ta niepodległość, która po prostu była wynikiem szerszych procesów, a nie tego, co Białorusi sami wywalczyli, nie stojąc masowo na ulicach, tak jak Ukraińcy czy ich bałtycki północni sąsiedzi.
17 marca 1991 roku aż 82,7% Białorusinów opowiedziało się w referendum za utrzymaniem ZSRR. Jednak proces rozpadu sowieckiego imperium był już w toku. W sierpniu wybucha Pucz Janajewa. Na fali chaosu w Moskwie 25 sierpnia 1991 roku o godzinie 20. 08 wyższa Białoruskiej Republiki Rudowej de facto ogłasza niepodległość Białorusi. Tym samym rozpoczyna się pierwszy okres białoruskiej niepodległości. Możemy go scharakteryzować słowem chaos. Chaos, dodałbym jeszcze rozczarowanie. Rozczarowanie obywateli tym, że nastąpiła naprawdę bardzo brutalna rzeczywistość, bieda, pauperyzacja, utrata stabilizacji tej minimalnej, ale jednak stabilizacji z lat 80-tych jeszcze, które ludzie pamiętali. Może nie idealnej, ale jednak były wypłaty, można było sobie coś za nie kupić.
Nawet mówiono wówczas, że zaopatrzenie w sklepach było lepsze niż w Polsce i to jest prawda. A nawet mówiono, że po stronie białoruskiej SSSR, jeszcze w czasach radzieckich można było dostać trzy rodzaje kiełbas, a w tej rosyjskiej SSSR, czyli na terenie obecnej federacji rosyjskiej, w okolicach Smoleńska na przykład, już tylko dwa rodzaje kiełbasy albo jeden rodzaj kiełbasy. To oczywiście jest takie trywializowanie tych wszystkich spraw, bo nie wszystko spraca się do kiełbasy, ale tego typu rzeczy są również ważne i ludzie to pamiętali. Więc oprócz hałasu do roboty na szczarowanie, słabość instytucji władzy, słabość państwa jako takiego i dezorientacja. Również to pojęcie odniósł do elit. A można najbardziej do elit, tzw.
elit, czysto radzieckich elit, które też dostały tym owocem po głowie i nie zawarły tym owocem niepodległości i nie za bardzo wiedziały co z nim zrobić. Ten film zaczęliśmy od cytatu, niepodległość spadła Białorusinom na głowę jak dojrzały owoc. Również jego autor, Wasil Bykał, doświadczył nędzy początku lat 90. Jeszcze w czasach komunizmu jako szanowany pisarz żył na dobrym poziomie, ale już w pierwszych latach niepodległości zbierano pieniądze, aby kupić mu ziemniaki i węgiel na zimę. To oczywiście tylko jeden z wielu przykładów nędzy wśród Białorusinów. Jednak Białoruś tamtych lat spełniała znamiana demokracji. Białruś miała trudniej, bo na odróżnieniu od Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nie była aż tak samodzielnym państwem.
Miała swoich delegatów w NZ, była członkiem NZ, ale to nic ponadto. Jej uprawnienia i kultura polityczna i zdolności organizacyjne, elit, nawyki społeczne były zupełnie inne. To była integralna część Związku Adzieckiego. Więc te instytucje demokratyczne były słabe, ale wówczas w tych pierwszych latach 90-tych wielu ludzi wierzyło, że uda się zbudować demokratyczne państwo. Tylko rozczarowała ich codzienność. Może patrzyli bardziej na to, co będzie pojutrze, nie mogąc oglądać bez wstętu tego, co było dzisiaj. Nadzieję dawała także uchwalona w 1994 roku Pierwsza Białoruska Konstytucja. Ta Pierwsza Konstytucja była demokratyczna, choć prowadzała system prezydencki. Ale jednak rola parlamentu, partii politycznych, to był taki karnał niepodległości, który był obserwowany również w Rosji przez kilka lat czy na Ukrainie.
Chodzi na przykład o bardzo bogatą scenę polityczną, tworzenie partii, małych partii politycznych. Ale to państwo jakby się odradzało, stało się bardzo pluralistyczne. Jednak mimo tych pozytywnych kroków na Białorusi nie przeprowadzono dużej reformy administracji. Takim hamulcem była postawa starej nemoklatury, która nie umiała wyjść naprzód, tylko chciała reformować stare i do tego zachować władzę. Więc to był duży hamulec, jeżeli chodzi o dalszy rozwój Białorusi. Wrazem nadziei świata zachodu wobec Białorusi była wizyta prezydenta Billa Clintona w Mińsku w 1994 roku. Była to ostatnia wizyta prezydenta USA w tym kraju do dnia dzisiejszego. To były takie chwile, które wtedy odbieraliśmy jako pewien przełom, pewien zwrot i odchodzenie Białorusi od związków z Rosją nawet. To było bardzo optymistyczne spojrzenie.
Wiązało się to również z pewną wizją, która była w Polsce, która się odrodziła po 1989 roku bardzo silnie, czyli myślą Juliusza Miroszewskiego, czyli tak zwana doktryna Giedrojcia u BL. Ale w sumie to do dzisiaj jest aktualne. Chodziło po prostu o to, że niepodległość Białorusi i Ukrainy wzmocni bezpieczeństwo w przypadku agresywnej polityki Rosji. Także odciągnięcie tych dwóch państw od z rąk Moskwy byłoby bardzo pozytywnym czynnikiem, który by ukształtował zupełnie inaczej politycznie tę przestrzeń bałtycko-czarnomorską. Czy to się udało czy nie, to jest w ogóle dyskusja trochę na inny temat, ale powtarzam, to były bardzo romantyczne czasy.
Wierzono, że Rosja już nie odzyska przewagi, że to wspieranie niepodległości Białorusi i Ukrainy zmieni sytuację w regionie i po części to się stało, co prawda w przypadku Białorusi w sposób odwrotny. Ważną postacią tamtych lat był Stanisław Szuszkiewicz. Ten naukowiec białorusko-polskiego pochodzenia pełnił w czasie przemian funkcję przewodniczącego parlamentu. De facto był on więc głową białoruskiego państwa. To chociażby on podpisywał porozumienia białowieskie, które przypieczętowały los ZSRR. On był politykiem demokratycznym, on był typowym centrystą, tylko nie na ten kraj i nie na te czasy. Oto była osoba, która pewnie świetnie by się sprawdziła w takiej republice czeskiej, czy nawet w Polsce, na Węgrzech.
Natomiast on miał bardzo silnych przeciwników politycznych, nomenklaturę, której się nie wywodził, której nie był postrzegana jako jej część, tą nomenklaturę polityczną i oni się okazali dla niego zdecydowanie silniejszym przeciwnikiem niż on mógł podejrzewać. Ja pamiętam, w 2001 roku miałam okazję rozmawiać z nim dłużej w jego gabinecie w Mińsku, w takim typowym sowieckim bloku i on nam nie zrobił wrażenia osoby, po pierwsze bardzo racjonalnie myślącej, po drugie takiego typowego przedstawiciela Hadecji, której na Białorusi nigdy na dobrą sprawę nie było. Więc on się mierzył ze znacznie silniejszym przeciwnikiem i przegrał. Białoruś nawet wizji polityków takich jak Krzyszkiewicz miała być neutralna. Stąd do Konstytucji Białorusi zostało wpisane właśnie pojęcie neutralności. To fragment archiwalnego wywiadu ze Stanisławem Krzyszkiewiczem.
Białoruś musi być wiaprzykonany państwem neutralnym, przede wszystkim neutralnym militarnie. To przede wszystkim. Tym, że neutralizm na dzień dzisiejszy to nie takie po prostu tłumaczenie, że tam nie może być u nas neutralizmu, jaki był fiński, jaki jest szwetsarski, jaki był austriacki i tak dalej. Musi być neutralizm białoruski. Ale to znaczy polega sprawą. Dlatego, że nie będzie nigdy połączenia przykładem NATO i Rosji. I nie musi być tej granicy takiej, no, niedefuznej. Musi być taka granica powolna. I to Białoruś, to w tym regionie. Chcielibyśmy, żeby i inne kraje w taki sposób działały, ale zdajemy się, że tego nie może być.
I poza tym 1560 kilometrów granicy z Rosją, no, zrobić jakąś granicą na serio, to bardzo ciężko. W tym czasie powoli swoją karierę budował ktoś, kto wkrótce rozwieje nadzieję na demokratyczną Białoruś. Aleksandr Łukaszenka. Łukaszenka dopiero co dostał się do parlamentu, ale nie ZSRR, a już niepodległej Białorusi. Od początku był bardzo aktywnym deputowanym. Łukaszenka mówi językiem prostym. Mówił o rzeczach kluczowych, o pracy, o chlebie, o przyszłości takiej bytowej. O pewnej dumie z tego, czy mamy to państwo silne, czy on jest w stanie wypłacać pieniądze ludziom, czy nie. To była taka swego rodzaju duma. Mówił o wspólnych wartościach, o bliskich wielu białorusinom, o tym braterstwie rosyjsko-białoruskim, o tej solidarności wschodnio-słowiańskiej. To do wielu ludzi przemawiało.
Łukaszenka na tym grał. On też bardzo aktywnie rozgrywał elementy korupcji. Bo trzeba o tym pamiętać również, że początek lat 90. na Białorusi, podobnie jak w Rosji, na Ukrainie czy w innych państwach, to jest początek dzikiego kapitalizmu i również słabość elit politycznych. Styk biznesu z polityką, styk przechodzenia dawnej nomenklatury do biznesu, to powodowało różne rodzaju sytuacje, nie do końca transparentne, a nawet korupcyjne, czy korupcje genne. Tego było dużo. Łukaszenka wyczuł, że to jest to dobry temat, że ludzi to może pobudzać i interesować. Tym bardziej, że sami obywatele odczuwali dość dastyczne zubożenie, utratę własnych dochodów i taką deklasację, upokorzenie z tym związane odczuwali. Więc Łukaszenka to rozgrywał, tylko rozgrywał po swojemu, w sposób zupełnie popozbawiony finezji.
To, co się stało, to jest w ogóle paradoks dla mnie i to też anegdota, że w pewnym momencie Łukaszenka zaczyna zwalczać korupcję, ujawniać fakty korupcji urzędników państwowych. I staje na czele komisji tzw. antykorupcyjnej, która ma ustalać te fakty. I co jest najśmieszniejsze? Zaakceptował jego kandydaturę sam Szuszkiewicz, który też uległ w pewnym momencie jego czarowi Łukaszenki, że ten populista, ale człowiek szczery, bo on robił wrażenie człowieka szczerego, pomoże osłabić nomenklaturę. I tak założył, jak się potem okazało, założoną przez siebie pułapkę, ponieważ Łukaszenko uderzył później Szuszkiewicza, stawiając trochę absurdalne zarzuty korupcji. Te absurdalne zarzuty dotyczyły skrzynki z narzędziami. Łukaszenka zarzucił Szuszkiewiczowi, że ten wykorzystał znajdującą się w państwowych magazynach skrzynkę gwoździ do budowy prywatnego domu letniskowego.
To absolutnie absurdalna, nigdy nieudowodniona, śmieszna, ale klimat był wówczas taki, że to chwyciło i Łukaszenka jeszcze sobie nabił punktów, jeszcze bardziej się wybił i był już bardzo rozpoznawalny. To w ogóle to to mieszkanie. To unikatowe obrazki z kampanii 1994 roku. Łukaszenka zaprosił dziennikarzy do swojego domu. To tylko przykład, jak pokazywał się jako zwykły Białorusin. Byli wszyscy zauroczeni. To jest to, że w takich czasach bardzo trudnych politycznie, niestabilnych, ludzie wierzą w obietnice i są złachnieni nowej twarzy. Mówią, o mała wiec, ten człowiek, który dobrze zarządzał koło chodzę, zarządzi dobrze państwę, to też musimy patrzeć na to w ten sposób.
Ludzie chcieli, żeby przyszedł człowiek, który po pierwsze ukróci korupcję, wymiecie starą administrację, bo ludzie po prostu już nie trawili starego systemu. Łukaszenka miał się okazać tym mniejszym złem. Łukaszenka był bardzo energiczny, bardzo zdecydowanego. Będzie dobrze rządził, choć może i ostro, ale zyskał poparcie. Skład sztabu wyborczego Łukaszenki jest bardzo charakterystyczny. To nie byli jacyś komuniści. Znaczy, byli jedni, że się przedstawili służb specjalnych, ale Szejman, który do dzisiaj funkcjonuje w otoczeniu Łukaszenki, ale reszta to byli ludzie, którzy potem zostali przez Łukaszenkę represjonowani za działalność demokratyczną. I to jest też kolejna paradoks dojścia do władzy Łukaszenki, bo wtedy nie można było zakwestionować, że został on jakoś nielegalnie wybrany. Czy wybory zostały sfałszowane. On był rzeczywiście wybrany w sposób demokratyczny.
Uważajmy narodne diputaty. Zastępający na pasadu prezydenta republiki Białorusi. . . Łukaszenka szybko przystąpił do konsolidowania władzy. W tym celu zwołał dwa referenda. Pierwsze w 1995 roku dotyczyło m. in. kwestii symboli narodowych. Od 1991 roku na Białorusi oficjalną flagą była ta biało-czerwono-biała, a herbem pogon. Te symbole nawiązywały do Wielkiego Księstwa Litewskiego, z którego wywodziła się Białoruś. Tym niemniej Łukaszenka odrzucał tę symbolikę, mówił o tym wielokrotnie i dążył do tego, aby ją usunąć w 1995 roku, już jako prezydent zorganizował referendum, który był m. in. o tym. Wówczas manipulując jeszcze dodatkowo przez propagandę w telewizji, która już była pod kontrolą prezydenta, strasząc ludzi, tam rozgrywano np.
pewne analogie do czasów II wojny światowej okupacji, która była bardzo okrutna i brutalna na Białorusi, dużo bardziej niż u nas. Jeszcze bardziej niż u nas. Tam wskazywano na to, że kolaboranci ruchy, które kolaborowały z Niemcami, używały tej symboliki, pogoni i flagi biało-czerwono-białej, co jest prawdą, ale nie wyczerpuje tematu. Przecież opozycja BNEF, paźniak, nie odwoływali się do tych kolaboracjalistów w żadnym razie. Potępiali Niemców i podobnie źle wspominali długą wojnę światową i okupację niemiecką, tak jak i inni Białorusini. Ale tutaj zastosowano to nadużycie. Nazwano zwolenników tej symboliki neofaszystami, kolaboracjalistami, różnego rodzaju zdajcami. Tam padały różne repitety. W Telewizji Białoruskiej pojawił się film dokumentalny Nienawiść, właśnie wskazujący na te analogie między współczesnymi, czyli z lat 90.
demonstrantami, aktywistami ruchu prawicowego, narodowego, a tamtymi kolaborantami. I to zadziałało w sposób spektakularny, bardzo brutalny, powiedziałbym nawet wulgarny, po opublikowaniu wyników do referendum, kilku urzędników u kaszenkowskich, między innymi szefiego administracji, zerwało z gmachu parlamentu, z tego głównego gmachu w centrum miejska, gdzie jest też rząd, zerwało flagę. Ten sztandar biało-czerwono-biały podarło go, okazując zupełny brak szacunku, nawet już do nieaktualnej, jak w statucie państwowym flagi, tym niemniej, symbolu pewnego. I wywiesiło coś, co wisi do dzisiaj na różnych budynkach państwowych białoruskich, na ambasadach też.
Jest, jak ja to się wyraziłem, w opracowaniu swoim i kolegi Wojciecha Konęczuka, wspólnym naszym opracowaniu o Policji Historycznej Białorusi, czymś, co jest taką przypadkową kompilacją pewnych nawiązań do epoki radzieckiej i osobistych preferencji nie zawsze wykształconych przedstawicieli obozu władzy. Jest to bardzo specyficzna flaga nazywana pogadliwie przez opozycję Zachodem Słońca nad Błotem, bo rzeczywiście na górze mamy gruby pas czerwony, na dole zieleń, czyli coś, co gnije, jak można bezmożliwie to ująć, więc Zachód Słońca nad Błotem, z boku jest taki ornamen białoruski w postaci wyszywanki, a godło jest rzeczywiście sowieckie, nazywane też przez nieprzychylnych władz o w ateli kapustą, czy radziecką kapustą, to jest właśnie w tej ornamenty zesowieckiej, więc taką symbolikę mamy do dziś.
W referendum z 1995 roku uchwalono także nadanie językowi rosyjskiemu statusu takiego samego, jaki ma język białoruski, poparcie dla zbliżenia gospodarczego z Rosją, oraz przyznanie prezydentowi prawa do rozwiązania parlamentu, gdy ten łamie konstytucję. Jeszcze większe kontrowersje wywołało referendum przeprowadzony rok później, w 1996 roku. Jego najważniejszym punktem były proponowane przez Łukaszenkę zmiany w konstytucji. W skrócie sprowadzały się one do radykalnego wzmocnienia jego władzy oraz przedłużenia jego kadencji. Te propozycje spotkały się z protestem, a nawet próbą impeachment Łukaszenki. Kryzys polityczny zakończyła delegacja z Moskwy, złośliwie nazywana delegacją Trzech Króli.
Przylecieli samolotem i objawili wolę protektora, przecież nie tylko obecnie, ale wówczas również głównego partnera politycznego i sojusznika wojskowego, co jest bardzo ważne w straszeniu Białorusinów, objawili wolę, że tak nie może być. Łukaszenka ma prawo przefosować swoje propozycje referendum, opozycja nie ma nic do gadania. Oczywiście ja trochę wulgaryzuję ich przesłania, ale to mniej więcej tak wyglądało. Wymusili podpisanie porozumienia pomiędzy opozycją parlamentarną, a Łukaszenką odnośnie tego referendum, odnośnie tych zmian. I to była wielka porażka białoruskiego parlamentu. No jednak ustąpili pod jakąś presją polityczną, że Moskwa będzie zagniewana, że Moskwa nie będzie akceptowała jakichś głębokich zmian i coś w pogorszej stosunki z Białorusią. Nie wiem, tak dokładnie tam argumentacja padała, ale okazała się skuteczna.
Więc trochę za pomocą Rosjan Łukaszenko zaczyna nabierać siły. Kolejne lata to dalsze umocnienie władzy Łukaszenki. Najbardziej dramatyczny i krwawy moment przypada na rok 1999. Wtedy na Białorusi miały miejsce mordy polityczne. O tajemniczych zaginięciach już wtedy informowała prasa. Chociażby tu jeden z tygodników z maja 1999 roku informuje o zaginięciu urzędującego ministra spraw wewnętrznych, generała Zacharenki. Miał za sobą wielu przedstawicieli struktur siłowych, struktur bezpieczeństwa, miał u nich posłuch i zaginął. Jest pytania, kto następny? Jurij Zacharenko? Wyjść i nie wrócić. Czy to jest po białorusku? Dziennikarze zadawali sobie pytania, gdzie jest generał Jurij Zacharenka.
Do dziś tak nawet nie wiadomo, ale wszyscy mają pewność, że już po tylu latach, gdyby gdzieś był, to by w końcu się ujawnił, jakieś informacje o nim by się pojawiły. Nie jest nigdzie uwięziony, bo po prostu został zamordowany. Jeden z tych zamordowanych. Bardzo zamienne pytanie, kto następny? To jest bardzo smutny, tragiczny moment w historii Białorusi. Modestwa polityczne, nieudowodnione tak do końca, ale tak wszyscy wiedzą, że już nie ma pewności na tym etapie, że to się stało. Łukaszenka kończył rozprawę z najbardziej niebezpiecznymi dla niego przeciwnikami. Rzeczywiście to była grupa charyzmatycznych polityków bądź oficerów, jak na przykład generał Zacharenko, szef MSW, jak już z polityków cywilnych, Wiktor Gonczar, szef Centralnej Komisji Wyborczej.
To byli wszystko współpracownicy Łukaszenki, ale którzy po drodze gdzieś tam, od latach 90. się zorientowali, że to nie jest im po drodze, że Łukaszenka ma inną wizję Białorusi. Oni mieli swoje ambicje, ale nieautorytarne, jak się wydaje, bądź przynajmniej mniej autorytarne. Chcieli innej Białorusi, bardziej pluralistycznej. Konkurowali z Łukaszenką, próbowali tworzyć alternatywne ośrodki władzy. Nie specjalnie im to wychodziło, ale mieli charyzmy i mieli swoje zwolenników. Mogli przy odpowiedniej mobilizacji społecznej doprowadzić przynajmniej do sporego zamieszania na początku lat 2000. Łukaszenka, wyczując to, zlecił ich porwanie i prawdopodobnie rozstrzelanie.
Każdy z nich mógł kończyć inaczej, ale generalnie ogólna wersja jest taka, i potwierdzają to też z zeznania wieloledniego pracownika, oficera ślepszego, więziennego, Oleg Okajewa, który w swojej książce, ekipa do zabijania, opisał te sprawy, że związani z Łukaszenką, podleli Łukaszence lejalni mu, absolutnie ślepo, oficerowie, jego współpracownicy, tacy jak pułkownik obecny, generał Wiktor Szejman, żeby organizowali te zabójstwa. Tych ludzi porywano i rozstrzeliwano strzałem w tył głowy. Stąd też oryginalny tytuł książki Okajewa, Rastrlna Kamanda, czyli pojawia się tam czasownik, rzeczownik właściwie, rozstrzelanie, nawiązuje bezpośrednio do śmierci tych ludzi.
Wśród porwanych, zamodowanych, znaleźli się też przedstawiciele biznesu, ja chociażby słynny wówczas biznesmen Krasowski, a również dziennikarz, co jest największym zaskoczeniem, i właściwie taki osobisty operator filmu o Łukaszenki, Dmitry Zawadzki, młody człowiek, który tak do końca nie wiadomo dlaczego się tam znalazł. Być może wiedział za dużo, być może znał tamtych ludzi i byli głównym celem ataku. Tym niemniej też znalazł się wśród zamordowanych, porwanych i zamordowanych, jak do mnie mamy. Więc to jest ten cień, który kładzie się na dyktaturze Łukaszenki, nie pierwszy i nie ostatni niestety, ale to jest jeden z najbardziej brutalnych aspektów walki o władzę, którą Łukaszenka prowadził. Od samego początku swoich rządów Łukaszenka zabiegał o dalszą integrację z Rosją. Tutaj też warto wspomnieć o jego ambicjach kremlowskich.
On nie ograniczał się wówczas mińskiem. To była dla niego jedynie trampolina odskocznia. On miał takie powiedzonko, które się nie wszystkim spodobało i ja to rozumiem, że naród bioruski nie będzie żył dobrze, będzie żył źle, ale krótko, więc nie martwcie się obywatele. Chodziło mu o integrację, że jeszcze chwilej tego narodu nie będzie, będzie ogólny naród po radziecki, proto-radziecki, nie wiem jak to jeszcze nazwać, chciał zasiąść w Moskwie. Widział, że Jelcyn jest słaby, Borys Jelcyn był wtedy prezydent Rosji, że pije, że sobie z tym piciem nie radził. Łukaszenka był wówczas młody, dużo młodszy od Jelcyna, radził sobie z piciem i nie tylko z tym, wysportowany, więc pełen werwy i sił i ambicji, żeby stanąć na czele czegoś większego.
Łukaszenka poparcia szukał zwłaszcza w rosyjskich regionach. W tym celu często podróżował po Rosji, gdzie zbierał poparcie. Elitom na Kremlu, tak zwanej rodzinie i Jelcyna nie specjalnie się to podobało, ile Jelcyn jeszcze żywił jakąś sympatię do młodego, energicznego Łukaszenki, którym być może, chociaż chyba nigdy się do końca do tego nie przyznał, widział może jakąś szansę na energiczną kontynuację tego, czego on już nie był w stanie pod koniec lat 90. pociągnąć. Tym niemniej pomysły były inne, zwyciężyła opcja dla Rosji z punktu widzenia rosyjskiego z pewnością korzystniejsza, aby to ktoś z Rosjan, kto jest zaufany, ktoś komu rodzina jelcynowska, otoczenie oligarchowie mogą powierzyć w ster władzy po coraz bardziej chorym jelcynie, zwyciężyła taka opcja. Władimir Putin, jak wiadomo, został prezydentem Rosji.
Został naznaczony, namaszczony, a potem już tylko formalnie wybrany. W styczniu 2000 roku oficjalnie powstaje państwo związkowe Białoruś i Rosji. Jednak drzwi Kremla są dla Łukaszenki już zamknięte. Porozumienie o integracji z Rosją nie jest już dla niego szansą, a zagrożeniem. Tutaj Łukaszenka już musiał się okopać i wiedział, że to jest jego jedna szansa, aby przetrwać, czyli wzmacniać tak naprawdę niepodległość Białorusi. Rozumianą specyficznie, czyli toż samą z jego niepodległością, ale tym niemniej wówczas to wzmacniało białoruską niepodległość i zaczęły się niekończące właściwie do dzisiaj, chociaż obecnie mocno przetłumione przez specyficzne okoliczności spody rosyjsko-białoruskie, konflikty o zakres integracji, o zakres swobody białoruskiej, pola manewru Łukaszenki. Tym samym dojście do władzy Władimira Putina otworzyło nowy etap dla Łukaszenki.
Panowie się od samego początku chyba nie polubili, nie było tzw. chemii, nie nadawali na tych samych falach. Putin uważał się i do dziś się uważa za przedstawiciela elity, w końcu służył w KGB, był oficerem, już starszym oficerem pod pułkownikiem KGB, w ogóle przedstawiciel elit władzy Rosji, tej wielkiej Rosji. Putin patrzy z góry na jakiegoś tam Łukaszenkę, który niedouczony, ze śmiesznym wąsem, z włosami na pożyczkę, ze złą wymową, bardzo taką wiejską, jak to Rosje oceniają w języku rosyjskim.
Może oczywiście Łukaszenka, jak wielu przedstawicieli, z przecież szczególnie starszego pokolenia elit urzędniczych, politycznych na Białorusi i nie tylko, mówi tak specyficznie, to jest rzeczywiście, to nie jest literacki rosyjski Puszki na Czyn Dostoyewskiego, więc to podawało bardzo lekkie warzenie, Łukaszenka miał kompleksy z kolei niszczości, tego, że przegrał z Putinem, ten wyścig o władzę na Kremlu, to wszystko generowało złe emocje, oni sobie nigdy tak naprawdę chyba nie zaufali do końca, nigdy się do końca nie szanowali i nie szanują, tolerują się, to chyba byłoby najlepsze określenie, bo muszą. Każdy, każdego tutaj w tym tandemie potrzebuje. Do dużego spięcia między przywódcami Rosji i Białorusi doszło w 2003 roku.
Putin naciskał, aby pogłębić integrację Białorusi i Rosji, za to Łukaszenka chciał tego uniknąć, gdyż widział w tym zagrożenie dla swojej władzy. Nie zdobył Kremla, ale nie chciał też oddawać Mińska. Nie powstrzymywało go to za to od kolejnych próśb o wsparcie kierowanych do Moskwy. W pewnym momencie zirytowany Putin miał powiedzieć, że czas oddzielić muchy od kotletów. To jest dość takie aroganckie powiedzenko w języku rosyjskim używane po to, żeby kogoś obrazić. Te muchy to oczywiście Łukaszenka. Sugestia była taka, że Łukaszenka żeruje, jak taka paskudna mucha, która niczego od siebie nie daje, jest takim pasożytem, brudzi, roznosi jakieś zarazki, już można domniemywać, bo bez końca jest niepotrzebna, jest szkodnikiem i żeruje na jakże smacznym i tłustym rosyjskim kotlecie.
Ciekawą kwestią jest polityka bezpieczeństwa Białorusi. Przez lata mierzyła się ona z pewnym paradoksem. Z jednej strony Białoruś miała być państwem neutralnym, o czym wspominaliśmy wcześniej. Z drugiej jednak strony rosła jej zależność od Rosji. W tych sprawach dotyczących bezpieczeństwa regionalnego na Białorusi zagrała taka obawa, lęk, który pochodził z historii, nigdy więcej wojny. Powinniśmy być państwem, które się będzie w stanie obronić, ale nie będzie uczestniczyło w żadnej agresji. I wtedy powstaje taka idea, że oczywiście to nie miało nic wspólnego z neutralnością, ale że Białoruś jest państwem neutralnym, właśnie w rozumieniu, że nie będzie uczestniczyło w jakichś agresywnych działaniach w domyśle rosyjskich.
Ale to też było takie myślenie, że jeżeli my będziemy mówić, że jesteśmy neutralni, to na przykład już po rozszerzeniu NATO nie będzie wrogo do nas nastawione. Ale to była na swój sposób gra, bo wiadomo, że z biegiem lat reakcją rosyjską było wzmacnianie współpracy wojskowej i sferze bezpieczeństwa, szczególnie w momencie, kiedy powstaje tzw. Związek Białorusi i Rosji. Kiedy polityka bezpieczeństwa jest ustalana w taki sposób, że bezpieczeństwo militarnie, właściwie odpowiada bezpieczeństwo militarnie w regionie, odpowiada Rosja. A jeżeli chodzi o bezpieczeństwo wewnętrzne na Białorusi, no to niech Łukaszenko o tym zarządza, chroniąc własną władzę. Białorusin jest zresztą, ja mówię też o ekspertach rządowych białoruskich, z którymi miałem przyjemność rozmawiać w czasach dialogu i przedstawiciele władz, z którymi też miałem przyjemność rozmawiać.
Oni nie mieli dyskomfortu logicznego, poznawczego jakiegoś dysonansu, kiedy prezentowali Białorusię jako państwo neutralne będąc w sojuszach z Rosją. Dla nich to mogło istnieć równolegle. Dlatego też użyłem pojęcia stanu mysłu. To była taka trochę też reklama Białorusi, że Białorusia może być państwem pokojowym, państwem pośrodku, państwem, które nie będzie generował konfliktów, bo dąży do neutralności, bardziej ściśle. I to zresztą było zapisane w Białoruskiej Konstytucji, ale przez wiele lat, właściwie od 1994 roku, kiedy Konstytucja Białoruska istnieje, ta Konstytucja niepodległej Białorusi, do 1922 roku zapis o dążeniu Białorusi do neutralności był i on też oddawał również w sensie prawnym to marzenie białoruskie, myślenie, pewną ułudę neutralności. I co prawda w Konstytucji Białoruskiej właśnie do początku 2022 roku był zapis o neutralność.
On został usunięty. On został na początku roku usunięty i to był taki właśnie ostatni akt pokazujący, że Białoruś zrezygnowała z prowadzenia samodzielnej polityki bezpieczeństwa. Czyli oczywiście ze wszystkimi niuansami. Wcześniej Łukaszanka czy reżim mińsko sugerował, że jest możliwy dialog z NATO, że chcą współpracy z NATO, że są nastawieni pokojowo. Nie była to zbyt silnie rozwijana współpraca, ale takie sygnały ciągle płynęły, że my nie jesteśmy tam, my w ogóle tam, po pierwsze Białorusz nie planuje żadnej agresji, współpracuje z Rosją, bo to jest konieczność, ale zachowuje rezerwę co do postępowania Rosji. I tu dochodzimy do kolejnego ważnego tematu, czyli tego, jak Łukaszanka rozgrywał swoje relacje z zachodem. Służyły mu one dwojako.
Po pierwsze, aby w ten sposób prowadzić grę z Rosją, a po drugie, aby zdobywać korzyści ekonomiczne wynikające ze współpracy. Relacje z zachodem przebiegały wokół pewnego schematu. Najpierw wybuchały protesty wewnątrz Białorusi, które Łukaszenka tłumił. W efekcie zachód krytykował Łukaszenkę, a relacje stawały się złe. Potem, gdy pojawiał się jakiś międzynarodowy kryzys, Łukaszenka go wykorzystywał, aby pokazać się jako konstruktywny partner. Pierwszy raz taki schemat mogliśmy zaobserwować w 2006 roku, gdy na Białorusi wybuchły protesty. W 2004 roku pojawił się problem wynikający z ograniczenia kadencji prezydenta Białorusi. Łukaszenka zgodnie z Konstytucją powinien zakończyć swoje urzędowanie. Jednak oczywiście nie zamierzał tego zrobić i zwołał referendum połączone z wyborami parlamentarnymi.
W związku z tym rozpisał referendum, który połączył z wyborami parlamentarnymi w październiku 2004 roku. Zresztą byłem na tych wyborach jako taki obserwator. Przyglądałem się temu z bliska i widziałem, że rzeczywiście ludzie są łamani i łamane jest społeczeństwo. Z napisem w Konstytucji zmieniono poprawką przyjętą w zfałszowanym referendum, podobnie jak i w tych towarzyszących im wyborach parlamentarnych. Przyjęto poprawkę o nieodręczonej liczbie kadencji. W związku z tym w 2006 roku Łukaszenka mógł wystartować po raz trzeci w wyborach prezydenckich. Ludzie mieli już częściowo od tego dosyć. Nie mówię, że wszyscy, ale pewien punkt krytyczy narastał. Wadunki życia na Białorusi nie były najgorsze, ale po prostu część osób nie akceptowała tego, że Łukaszenka tak złamał ich wolę.
Konstytucję zfałszował referendum. Nieuczciwie zmienił te Konstytucje i właściwie zapewnił sobie dożywocie. Na bazie tego protestu z przeciwu pojawiło się dwóch kandydatów opozycyjnych. Aleksander Kazulin i Aleksander Milinkiewicz. Kazulin był do tego stopnia radykalny, że poprowadził ludzi na areszt. Na Krystina. Już po opublikowaniu oczywiście korzystnych dla Łukaszenki wyników wyborów w marcu 2006 roku. Pamiętam do dziś te kadry, te zdjęcia, taki parów rów prawie w centrum Mińska. Szosa była asfaltowana po bokach chodniki i wśród tego śniegu idą demonstranci prowadzeni przez Kazulina na ten areszt. Kazulin świadomie prowadził radykalną kampanię, ale przewidział albo i nie przewidział. Myślę, że musiał sobie zdawać z tego trochę sprawę, że Łukaszenka będzie się bronił bardzo brutalnie.
Na przeciw tych demonstrantów stała ściana omonowców, czyli białoruskich zamowców, wypoznać w tarcze i pałki, którzy się nie patyczkowali, tych ludzi spacowikowali, brutalnie pobili i łącznie z Kazulinem zapuszkowali do więzienia, do aresztu. Zresztą do tego aresztu, który Kazulin chciał wyzwalać. Oprócz tego inny kandydat, Aleksander Milinkiewicz, zorganizował Majdan. Pierwszy białoruski Majdan. Tak naprawdę pierwszy i ostatni jak dotąd. Czyli taki wzorowany trochę na ukraińskich wzorcach, na ukraińskich przykładach. Pamiętajmy, że to było dwa lata po baręczowej rewolucji na Ukrainie. Po doświadczeniach Majdanu w Kijowie, który był wielkim Majdanem, skutecznym jak się okazało. Ta próba białoruska pokazała, jak słaby jest jednak protest. Na Białorusi, jak Białorusi nie są niegotowi do tego rodzaju konfrontacji, jaką widzieliśmy na Ukrainie.
Kilka dni ten obóz wytrwał, nie był tak masowy jak ukraiński. Białorusi nie byli tak zdeterminowani w jego obronie jak w przypadku Ukrainy. Nie było takiej mobilizacji ludności stolicy bądź innych miejscowości, aby tego Majdanu bronić. W związku z tym po kilku dniach telewizja państwowa mogła pokazać zniszczone namioty, do których dorzucono strzykawki z narkotykami, aby pokazać jak zdegenerowani, jak upadli. Byli ludzie, którzy ośmielili się mieć inne zdanie, że na Księżnika Łukaszenka. Rok 2004 i potem 2006 przyniosły radykalne pogorszenie relacji z zachodem. Jednak wkrótce dzieje się coś, co dla Łukaszenki jest zarówno szansą, jak i wielkim zagrożeniem. Rosja atakuje Gruzję. W 2008 roku był jego zwycięstwem.
On zainicjował dialog z zachodem, widząc, że Rosja przeszła pewną granicę, przekroczyła pewną granicę, właściwie można powiedzieć zaatakowała Gruzję. Rosja uznała niepodległość Abhazji i Południowej Ossetii, narożyła pewne status quo na obszarze po-radzieckim, pewien precedent stworzyła, który dla Łukaszenki był dzwonkiem alarmowym. On się bał tego, że ta integralność terytorialna państw po-radzieckich nie jest już dla Putina i Miedwiediewa, bo to oni wówczas w duecie rządzili Rosją, że nie jest czymś świętym, nie jest czymś nietykalnym, że żadnych świętości nie ma. Jeżeli wkroczyli do Gruzji, mogą też wkroczyć na Ukrainę i wkroczyć na Białoruś. Jak późniejsi lata pokazały, na Ukrainę również mogli wkroczyć na Białorusię, póki co jeszcze nie.
Te obawy skłoniły Łukaszenkę do zagrywania z zachodem, do otwarcia, do dokonania nowego otwarcia z zachodem. Wypuścił wszystkich więźniów politycznych, w tym między innymi Owego Kazulina, który tak nieudolnie, bo to inaczej się nie mogło zresztą skończyć, prowadził ludzi na areszt w 2006 roku. To zainicjowało dialog. Zachód lubi takie sytuacje. Były pewne nadzieje, że można się z Łukaszenką porozumieć. Zresztą nie po raz ostatni. Łukaszenka to wykorzystał, że zachód bardzo lubi święty spokój i lubi proces dialogu. Że zachód szuka w dialogu pewnej wartości dodanej.
Łukaszenka od początku traktował to jako cyniczną grę, aby wzmocnić swoją pozycję wobec Moskwy, aby pokazać, że jest niezależnym graczem i że to nie jest taki przywódca, którego można anektować czy wkroczyć mu wojskiem na jego terytorium. To mu się udało. Wówczas wzmocnił swoją pozycję. Białorusia została zaproszona do partnerstwa wschodniego. Zostało zainaugurowane w 2009 roku w Pradze, w maju. I przez kilka lat, przez dwa lata, może można powiedzieć, że to już jest kilka, trwał dialog, który dawał pewne efekty Łukaszence. Również w postaci na przykład poważnych subsydiów ekonomicznych i energetycznych z SNR-owskiej. Na tej fali odbyły się wybory prezydenckie roku 2010. Kampania była jak na Białoruś, bezprecedensowo liberalna. Mówiono wtedy o eksplozji demokracji na Białorusi.
Ta kampania była bardzo liberalna. Ja byłem wtedy na Białorusi na początku grudnia. I pamiętam te spotkania na ulicach z obywatelami, te plakaty, te stanowiska, stoiska różnego rodzaju z ulotkami, gdzie agitowano. I to rzeczywiście zaczynało przypominać jakąś taką raczkującą demokrację. Ale to były tylko pozory, bo była ta ściana właśnie. Łukaszenka nie może oddać władzy. Mentalnie nie może osłabić systemu, nie może go zdemontować. Uznał, że zrobił zbyt dużo. Przestraszył się tej orgii demokracji. On to nazywał orgią demokracji. Łukaszenka nie poważa demokracji, więc nadaje jej cechy czegoś występnego. Czegoś nieakceptowanego moralnie, czyli właśnie takiej orgii. A nie festiwale, jak można by to bardziej elegancko określić, czy pewnego święta demokracji.
Nie, to dla Łukaszenki nie było święto. Wynik wyborów wzbudził masowe protesty. Białorusini po raz kolejny wyszli na ulice. I po raz kolejny ich protesty zostały brutalnie stłumione. Łukaszenka musiał zaareagować ostro. Bardzo ostro. Doszło do brutalnej pacyfikacji. Ponad 600 osób znalazło się w areszcie. Z połamanymi nogami, zazbitymi nosami, z złamanymi życiorysami, jak się potem okazało. Pojawiło się wielu więźniów politycznych. Nastał mrok represji, okres mroku. Mówiąc tak trochę przenośnie. Po raz kolejny relacje Białorusi i Zachód przeżywają kryzys. Jednak znów na świecie dzieje się coś, co Łukaszenka wykorzystuje na swoją korzyść. Rosja anektuje Krym. Łukaszenka stawia się w pozycji negocjatora. To właśnie on jest gospodarzem rozmów pokojowych, które kończą się podpisaniem tzw. Porozmień Mińskich.
Tak, to kolejne taktyczne zwycięstwo Łukaszenki. Niestrategiczne, o czym za chwilę. Znów zadziałała logika autorytarna. Taktycznie patrząc na 2013, 2015 i 2016 rok, kiedy doszło do otwarcia takiego pełnego z Zachodem, to były piękne lata Łukaszenki. On naprawdę wówczas kwitł i było widać, że on naprawdę jest na topie i tak się czuje. Miał pełne prawo ku temu. Na mianę jego skromnych możliwości lidera niespełna 10 milionowego państwa, bez surowców energetycznych, bez dostępu do morza, bez silnej armii, bez potencjału ludnościowego, jest gospodarką zazależną od subsydiów rosyjskich i od koniunktury na narkotach zagranicznych. Łukaszenka w pewnym sensie stał się troszeczkę takim pępkiem świata. Stanów Centrum Wydarzeń nie był rozgrywającym, bo on był gospodarzem rozmów pokojowych odnośnie Ukrainy.
Tym niemniej one się toczyły w Mińsku. Porozumienia mińskie, ten Mińsk-Grywa, wówczas były pewną nadzieją na uregulowanie konfliktu i bywną marką reklamą Białorusi. Tej pokojowej Białorusi, tej neutralnej Białorusi, właśnie neutralnej, gdzie Łukaszenka mógł dowodnić, przynajmniej wówczas na krótko, że Białorusi jest w pewnym sensie neutralna, on jest gospodarzem i będzie, jak mówił, wiadramin nosił kawę. Łukaszenka nigdy nie był subtelny, przed czym już ostrzegałem, że wiadramin nosił i polewał kawę rozmówcą Angeli Merkel, ona Olandowi, prezydentowi Olandowi, czy Władimirovii Putinowi, bo wszyscy ci ludzie, ci wielcy tego świata byli wówczas w Mińsku. W ten sposób Mińsk przełamał blokadę Zachodu i wyszedł z sankcji. Rozpoczął się kolejny etap dialogu. Unia Europejska rozmawiała z Białorusią chociażby na temat praw człowieka, chociaż oczywiście były to kwestie bardziej symboliczne.
Miały miejsce dwie dostawy ROP-y z USA, a także wprowadzono ułatwienia w sprawie wizytu Unii Europejskiej. Jednak kierunek polityki się zmienia. Zbliżają się wybory prezydenckie, a reżim białoruski ma coraz więcej problemów. W 2020 roku wybucha pandemia COVID-19. Świat obiegły słowa Łukaszenki i jego oryginalne rady, dotyczące tego jak walczyć z wirusem. On sam uważał koronawirusa za element spisku. On tę pandemię zlekceważył, wyśmiewał. Wyśmiewał ludzi, którzy chorowali na koronawirusa, którzy umierali, co już było niewybaczalne w oczach wielu białorusinów. Miał pretensje do jakiegoś pana, który był otyły i wyszedł na ulicę i zmarł. Co nam tak się wyraziło? Co ten grubas właściwie robił na ulicy? Z taką wagą, z taką nadwagą, co on na ulicy robił wśród ludzi.
Sprzedawał różnego rodzaju wątpliwej jakości porady, które obrażały ludzi, a nawet nie bawiły jak walczyć z koronawirusem. Zalecał wypić 50-kę dobrze zmrożonej wódki, pójść do sauny, powdychać dym z ogniska albo przejechać na traktorze. To są zwykłe porady żyjącego wśród jakichś znacholskich zabobonów człowieka z głębokiej zapadłej wsi, a nie prezydenta kraju, który ma walczyć z pandemią i pomagać ludziom z niej wyjść. Więc ludzie byli z tym zupełnie rozczarowani i zdegustowani. Jednak COVID nie był jedynym problemem Łukaszenki. Recesja na Białorusi rozpoczęła się jeszcze przed pandemią. To efekt tego, że Rosja pogorszyła warunki sprzedaży ropy, co było elementem nacisku na Białoruś w sprawie dalszej integracji białorusko-rosyjskiej. W efekcie w roku wyborów prezydenckich Łukaszenka był w niezwykle trudnej sytuacji. Społeczne rozczarowanie było coraz większe.
Do startu w wyborach zgłaszali się kolejni kandydaci, ale Łukaszenka konsekwentnie blokował ich kandydatury, chociażby wsadzając ich do więzień. Ostatecznie do wyborów stanęła Svetlana Cichanowska, żona Sergieja Cichanowskiego, który początkowo miał kandydować, jednak został aresztowany, a jego kandydatura nie została zarejestrowana. Według oficjalnych wyników Łukaszenka w tych wyborach uzyskał 81% głosów. No tak, on te wybory tak naprawdę przegrał. To chyba nie ulega wątpliwości. Można dyskutować, czy Łukaszenka zdobył w pierwszej turze 30%, czy 40%, czy może 48,5%. Chociaż bardziej mi się wydaje, że 40%, niż 48,5%. Myślę, że na pewno powinna się odbyć druga tura. Tego jestem pewien.
Svetlana Cichanowska, jego główna kontrkandydatka dopuszczona do udziału w głosowaniu, bo wcześniejszy kontrkandydaci tacy jak Wiktor Babaryko, który zadał ponad 300 tysięcy podpisów, był wykluczony z tej kampanii poprzez aresztowanie. Ona jakoś i nie zarejestrowanie go wśród kandydatów. To fakt, że Łukaszenka przegrał te wybory i że ludzie masowo wyszli na ulicę pokazywał, że naprawdę przegrał. I pytanie, jak się wybronił, jest zasadne. Wybronił się w sposób bardzo prosty. Tak naprawdę on się wybronił troszeczkę tak jak w 1996 roku czy 2010 roku. To był właśnie miks tych dwóch lat, tych dwóch okresów, tych dwóch wydarzeń.
Czyli reakcji na demonstrację po referendum konstytucyjnym w 1996 roku, gdy przybyli towarzysze z Moskwy i on mógł nimi pomachać jak taką pałką i postraszyć innych. I 2010 rok, gdy postawił na brutalne represje. Zmiksował obie rzeczy, mówiąc tak troszeczkę nowocześnie. Sposób niestety dla siebie korzystny. Od razu siły porządkowe już pierwszego dnia, właśnie wieczoru wyborczego, 9 sierpnia 2020 roku brutalnie pacyfikowały demonstracje. Absolutnie brutalnie. Torturowano aresztowanych masowo ludzi podczas tych demonstracji. Brutalnie ich bitą, gnębiono, uszkadzano im ciała, ułamano nogi i charaktery. Upokarzano ich w tych aresztach. Z drugiej strony już tydzień po, kiedy Łukaszenka trochę się odcząsnął, bo chyba mógł być w szoku przez pierwsze dni, zagroził, właśnie zasugerował, że Rosja może wprowadzić wojska na Białoruś.
Że rozmawiał o tym z Putinem. Więc tak jak mówię, połączenie dwóch rzeczy zawiodło przywództwo również po stronie opozycyjnej. Obywatele nie byli gotowi do zdobywania budynków publicznych, chociaż liczebne na to im pozwalała. Te demonstracje sięgały 200-300 tysięcy rzeczy, bez precedensu historii współczesnej Białorusi. Może na początku lat 90-tych były podobne demonstracje, ale nie sądzę, żeby aż tak liczne. Chyba 100 tysięcy to było maksimum wówczas. Ludzie byli nie gotowi, nie byli gotowi do brania tych budynków, do zdobywania budynków publicznych, do atakowania ich, do atakowania aresztów, do brutalnych strajk z siłami porządkowymi, jak również do budowania Majdanu, a co też ważne do strajków okupacyjnych w zakładach pracy. Zakłady pracy dołączyły. To był zresztą czynnik, który mnie zastanowił.
Przez chwilę myślałem, że może to się jednak uda, bo robotnicy się przyłączyli. To dość masowo. Tutaj jednak też zawiodła organizacja, mobilizacja, opozycja. Liderzy opozycji zresztą rozproszeni. Sama Swietana Cykanowska została wywieziona do Wilna, zmuszona do opuszczenia Białorusi. Więc nie mogła też na miejscu tego wszystkiego koordynować i przewodzić. Była zresztą osobą, rodzi się z pozbawioną charyzmy i silnej woli politycznej, pewnej wizji politycznej. Ten czynnik ludzki tutaj zawiódł. Łukaszenka był jeden silny, zdecydowany, uparty. Miał wokół siebie swoich siłowników, którzy nie widzieli sensu, co też ważne w przechodzeniu na stronę demonstrantów, ponieważ co prawda było ich dużo, ale nie stanowili żadnej zwartej struktury i nie mieli silnego przywódcy po swojej stronie.
Więc do kogo zadzwonić, mówiąc tak trochę brutalnie, gdy chcielibyśmy się dogadać? Do tych 200 tysięcy demonstrantów, do każdego obywatela oddzielnie? Trochę ujmuję to metaforycznie, ale chodzi mi o to, żeby pokazać pewną mechanikę tamtych dni i tamtych tygodni. Łukaszenka wygrał, bo był zdeterminowany, bo wszystko trzymał w swoim ręku, był silnym przywódcą nadal i miał za sobą Rosję. Właśnie tą przyczyną było to, że nie powstał żadnego ośrodek polityczny, który był konkurencyjny dla Łukaszenki. Słowczeństwo nie miało alternatywy. Ono mogło się buntować, czekając na cud, że Łukaszenko się ugnie przed tłumem. Ale on przeczekał ten kryzys, wiedząc, że to będzie trochę wyczerpowało. Wiadomo, że wszelkie zrywy społeczne nie będą trwać wiecznie.
I wtedy już z dużą precyzją siły policyjne, siły bezpieczeństwa zaczęły przeciwdziałać demonstracjom. To tak, jakbyśmy sobie wrócili, popatrzyli na materiały filmowe z tamtych czasów, to widać, że to następuje, że OMON zmienia taktykę, wojska wewnętrzne są wprowadzane i Łukaszenkę utrzymał sektor siłowo. Łukaszenka jest przekonany, że protesty to wynik interwencji z zewnątrz, w domyśle oczywiście z zachodu, który nie uznaje wyników wyborów. To ostatecznie kończy erę dialogu. 23 maja władze w Mińsku pod pretekstem alarmu bombowego ściągają na ziemię samolot linii Ateny-Wilno. Na pokładzie znajduje się Raman Pratasiewicz, białoruski bloger z profilu Niechta. Białoruskie służby natychmiast go aresztują. Uprowadzenie Pratasiewicza budzi międzynarodowy sprzeciw. Reżim białoruski prowokuje także kryzys migracyjny.
Władze Białorusi celowo ściągały tysiące emigrantów na swoje terytorium. Organizowano loty ze Stambuł, Dubaju czy Damaszku. Potem emigranci znajdujący się pod opieką białoruskiego KGB byli przewożeni na granicę z Polską i Litwą. Co ciekawe Łukaszenka już wcześniej wprost groził takim rozwiązaniem. Łukaszenko sygnalizował taki scenariusz wiele lat wcześniej i wielokrotnie ostrzegał Unię Europejską, że jeżeli nie będzie dofinansowywała struktur bezpieczeństwa służb pogranicznej białoruskiej czy budowy infrastruktury granicznej, to on nie zatrzyma nielegalnej migracji. Ten kryzys, który nastąpił w fazie ostrej w ciągu ostatniego roku, to był efekt zemsty politycznej Łukaszenki na zachodzie, który nie uznał wyboru w 2020 roku. Łukaszenko zamknął sobie wtedy drogę w dużej mierze na prowadzenie jakiejkolwiek polityki zagranicznej.
Białoruś zaczyna być sankcjonowana przez zachód, ale tym krokiem już ostatecznym było poparcie agresji, czynne poparcie agresji podkreślmy rosyjskiej na Ukrainie. 24 lutego 2022 roku Rosja atakuje Ukrainę. Białoruś udostępniła swoje terytorium, datę Konakijów. Uczyniło to Mińsk współagresorem. 2022 rok pokazał, że Łukaszenka na skutek swojej polityki, swojej polityki już błędnej, pozbawione tej intuicji, brak intuicji widzimy w ostrej formie właśnie 2020 roku, że Łukaszenka zagnał w taki koź ruch, taką ślepą uliczkę polityczną, bardzo bolesną dla Białorusi i Białorusinów i pełną konsekwencji, tragicznych konsekwencji dla kraju, co widzimy obecnie. Nie miał już wyjścia, pozbawił się zupełnie jakichkolwiek możliwości dialogu z zachodem, tym co zrobił w 2020 roku.
Dopełnił obrazka jeszcze w 2021 roku, gdy zlecił porwanie z samolotu Linij Ryan Air, lecącego z Aten do Wilna, wymusił lądowanie pod Mińskiem, aresztowano wówczas białowskiego dziennikarza Romana Patasiewicza i jego partnerkę Zofia Sapiega. Jak również już zupełnie zniechęcił wszelkich, jak i w ogóle jeszcze jakikolwiek wówczas istnieli, zwolenników dialogu z Mińskiem, zniechęcił brutalnie realizowanym kryzysem migracyjnym, który wytworzył niesamowitą presję na granicę głównie z Polską, Białorusi z Polską, a też z Litwą, gdy podrzucał w sposób absolutnie cyniczny biednych ludzi z krajów azjatyckich, afrykańskich, szukających dla przekorzycia w Europie.
Tu pogrzebał się zupełnie, pogrzebał wszelkie szanse i w 1922 roku gdy Rosja wymagała od niego pełnego wsparcia, przynajmniej dużego wsparcia w agresji na Ukrainę, musiał tego wsparcia udzielić, w związku z tym Rosja robiła i właściwie robi do dziś co chce na terytorium Białorusi. Z Białorusi wystrzeliwane były rakiety, dzięki temu, że Łukaszenka udostępnił swoje terytorium, wojska rosyjskie podeszły w ciągu kilku dni pod Kijów, pierwszego dnia zdobyły Czarnobyl, okrążyły Czernichów, utworzyły w ogóle front północny. I cały czas to zagrożenie białoruskie też nad Ukrainą wisiało i w pewnym sensie wisi, odciągając części ukraińskich. Łukaszenka w sposób wydatny pomógł Rosji, stał się współuczestnikiem agresji, bo nie miał innego wyjścia.
Widać to po nim, że żałuje, widać to po nim, że widzi, że rozumie przynajmniej część konsekwencji, że rozumie trudną sytuację, w której jest, ale nie ma pomysłu jak z tego wyjść i myślę, że już nie on będzie z tej sytuacji wychodził. Ale to też ułatwia taka militaryzacja myślenia, bo wojnę na Ukrainie musimy się bronić przed nazistami, ułatwia w opinii Łukaszenki zarządzanie państwem. I właśnie tak jak mówiłem, nie wiem, czy to już jest państwo tylko autorytarne, czy już totalitarne, ponieważ takim też faktem, które niepokojącym, jak Łukaszenko myśli, o rządzeniu państwem, jest przywrócenie, znaczy inaczej jest objęcie karą śmierci przez przestępstwo, które oni nazywają terrorystycznymi, ale wymierzonymi przeciwko władzy.
Ale na Białorusi to, co jest niepokojące, to jest to, że za działania terrorystyczne są często uznawani ludzie, są stawione zarzuty ludziom, którzy organizowali protesty, czynne protesty, ale bez użycia siły. Także w tym kierunku Białoruś zmierza. Wiele wskazuje na to, że kryzys polityczny i gospodarczy, w którym znalazła się Białoruś, będzie się tylko pogłębiał? Na pewno będziemy obserwować kontynuację kryzysu politycznego. Ten kryzys może mieć różne odsłony. Może to być utrzymanie tej stagnacji politycznej, aparcji społecznej, jaka jest obecnie. To oznacza, że Łukaszenka darie przy władzy, że Łukaszenka utrzymuje władzę, zachowuje władzę. W wariancie skrajnie negatywnym organizuje sprawnie kolejne wybory w 25. roku i po raz kolejny je wygrywa.
Jak słyszeliśmy już z mojej opowieści wcześniej, nie ma ograniczeń konstytucyjnych. Tym niemniej dopóki Łukaszenka będzie przy władzy, to będzie ta stagnacja. To jest ta wersja pasywna kryzysu politycznego. Jest też wersja bardziej aktywna, dynamiczna kryzysu, gdy Łukaszenka tę władzę traci. Nie wiem, poprzez wydarzenia czynniki naturalne, czyli zgon. To nie jest już człowiek młody, ciężką chorobę, co też nie jest wykluczone. Łukaszenka chyba nie jest najlepszego zdrowia. Chociaż nie tak złego, jak mu twierdzą jego przeciwnicy polityczni. Podobnie zresztą jest z Putinem też widzimy duże różnice między tym, co się sugeruje odnośnie jego chorób, a tym, co rzeczywiście widzimy.
Może też być tak, że Łukaszenka zostanie wymieniony, a tutaj oczywiście najwięcej do powiedzenia ma Rosja, wtedy będzie inna faza, inna wersja, inna odsłona kryzysu politycznego. Pewna walka o władzę, o następstwo, kto po Łukaszęce pojawi się problem, dlaczego on, a nie ja, wielu przedstawicieli, inny mema, którzy będzie tak myślało. Pamiętajmy o tym, że Łukaszenka ma pewien nimb twórcy tego systemu, pewnego autorytetu, szczególnie dla części nomenklatury, szczególnie tych siłowników, pewnego gwaranta ich pozycji. Gdy jeden z nich wejdzie na jego miejsce, to będzie zupełnie inna sytuacja.
Możemy przynajmniej też rozpatrywać inną wersję, inną odsłonę kryzysu, chyba najbardziej dla Białorusi perspektywiczną obiecującą, gdy do gry wchodzi też opozycja, diaspora polityczna, emigracja polityczna, która tak się obecnie spiera wewnętrznie, kłóci i próbuje jednoczyć, co nie do końca nie wychodzi. To mogłoby być możliwe na przykład, mi się wydaje, że najbardziej możliwe, gdyby Putin stracił władzę i Putinizm jako system sam zaczął się sypać. Myślę, że rok, dwa hałasów samej Rosji stworzyłoby pewne możliwości zmiany władzy na Białorusi, niekoniecznie pełnej demokratyzacji, ale również innego rodzaju kryzysu politycznego. Także odpowiedź nie jest prosta, z pewnością mogę prognozować kryzys polityczny czy kontynuację kryzysu politycznego na Białorusi, ale jaki to będzie scenariusz tego kryzysu? To jak widzimy wariantów jest kilka.
Masowe protesty na Białorusi, jakie wybuchły w sierpniu 1920 roku pokazały, że Białorusini dojrzeli do zmiany politycznej, że jest masa krytyczna w społeczeństwie, która żąda wręcz transformacji politycznej i gospodarczej, ale mimo tego ten wielki społeczny ruch protestu okazał się zbyt słaby w konfrontacji z reżimem Łukaszenki wspieranym przez Rosję. Bardzo ciekawe badania mamy również z tego roku protestów, które pokazują, że Białorusini ponad połowa społeczeństwa białoruskiego wręcz uważa, że dla ich kraju najlepszy byłby system demokratyczny, zupełnie inny niż ten, który panuje na Białorusi od ponad 20 lat. Co nie zmienia faktu, że nie potrafię sobie wyobrazić transformacji białoruskiej, przemian demokratycznych dopóki nie zajdzie daleko idąca radykalna zmiana na Kremlu.
To znaczy, dzisiaj reżim Łukaszenki jest cały czas silny, także silny poparciem ze strony Moskwy. Dopóki nie będzie zmiany w elitach rosyjskich na Kremlu, na szczytach władzy rosyjskiej, dopóki nie ma co liczyć na to, że jakakolwiek pozytywna zmiana mogłaby na Białorusi zaistnieć. Oczywiście ruch protestu głównie dzisiaj za granicą, przeciw, opozycja białoruska z centrami w Wilnie i Warszawie próbuje zachować kontakty ze społeczeństwem białoruskim. Z drugiej strony wydaje mi się, że Łukaszenka nie był w stanie w ciągu tych od ostatnich dwóch lat radykalnych represji wymierzonych społeczeństwo przekonać do siebie Białorusinu.
Więc cały czas jest politykiem, który jest wspierany przez mniejszość białoruskiego społeczeństwa, co pokazuje, że ten białoruski wulkan, ta chęć zmiany właśnie na poziomie społecznym, on nie wygasł, że on jest pod pewną skorupą masowych represji i on w końcu znowu wybuchnie. Aby być na bieżąco z tym, co dzieje się na Białorusi, zachęcamy do śledzenia osw. waw. pl oraz subskrybowania tego kanału. Regularnie publikujemy filmy, komentarze i analizy dotyczące aktualnej sytuacji na Białorusi. .