TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Cześć i czołem dobry człowieku. Mam specjalnie dla Ciebie trzy rzeczy przygotowane. Zaczniemy od takiego malutkiego, ale niezwykłego wynalazku. Czegoś co zrzuca się, spada na ziemię i potem samoistnie wkręca się w glebę. Na przykład umieszczając na sionko jakiegoś drzewa 1 cm pod powierzchnią gleby. Samo, bez zasilania żadnego. Następnie o kulistej kilonowej. A na koniec o tym, że ryby potrafią rozpoznawać same siebie w lustrze. I w dodatku rozpoznają się po twarzy. Nie wiedziałem, że ryby mają twarz, a teraz już wiem. Siadamy i czytamy. Muzyka Zaczniemy od wynalazku, co do którego mam mieszane uczucia. Muszę Wam przyznać. To jest piękny wynalazek. Bardzo atrakcyjny wizualnie, sprytny. Natomiast czy znajdzie zastosowanie takie, o jakim marzą jego twórcy? Powątpię Wam.
Zacznijmy może od podstaw. Autorzy tego badania zainspirowali się znajdującymi się w niektórych roślinach takimi malutkimi, skrętnymi elementami nasiona, wąsami, które kiedy się je nawilżają, to się rozluźniają, a kiedy się je wysuszy, to się obkurczają. Botanicy od dłuższego czasu podejrzewają, że mamy nasionko. Jest taka roślina, nazywa się iglica. Ma takie igiełkowate nasiono, czyli długi wąs igiełkowaty, spiralnie zwinięty na końcu, mamy nasionko. Idea jest taka, że to spada na ziemię. Kiedy jest wilgotno, to się rozpręża. Kiedy jest sucho, to się spręża i to się wkręca w grunt. Zobaczcie może sobie od razu, jak to wygląda w praktyce. Zobaczycie porównanie filmowe od razu tej iglicy i tego, co oni wynaleźli, czyli udoskonalona wersja iglicy.
Przeprowadzili eksperymenty, z których wynikło, że skuteczność iglicy, faktycznego nasionka iglicy, rzuconego na płaską glebę wynosi, uwaga, 0%, na glebie, które ma powałdowaną powierzchnię do 20%. Nie byli zadowoleni, więc pomyśleli sobie, aha, pokombinujemy. I to, co przed chwilą widzieliście, to już był efekt ich kombinowania. Zaczęli od prostej obserwacji, że takie płaskie nasionko w kształcie igiełki rzucone na ziemię z góry, po prostu pada płasko. W związku z czym wszelki ruch wkręcający się robaczkowy będzie skierowany poziomo. W związku z czym, gdyby tylko zrobić taką spiralkę, to to nasionko leżałoby pod kątem, co zwiększyłoby szansę, że się gdzieś tam w tę glebę wkręci. No i tak od słowa do słowa stworzyli całą gotową, modularną platformę do wkręcania rzeczy w glebę. Wkręca linią nasionka, wkręca linią nicienie.
Jakby trzeba uzupełnić glebę o nicienie glebowe, to mają na to metodę. Może zobaczmy, w jaki sposób wygląda produkowanie takiego cudeńka. Zobaczycie najpierw animację, ja będę opowiadał, a później jeszcze jest taka, dla tych z was, którzy wolą, statyczny obrazek. Tutaj mamy wszystkie etapy produkowania tego czegoś. Możecie to sobie zatrzymać, potem na spokojne pooglądać. Będzie też film, a ja będę opowiadał. No więc zaczynamy od drewna. Preferowane przez nich jest drewno dębowe, czyli dębina. Wycinamy z desek takie cieniutkie, płaskie płateczki, forni, to się nazywa technicznie. Tniemy to następnie na małe kawałeczki, wygotowujemy to. Wygotowywanie głównie w wodorotlenku sodu zwiększa chłonność. Wygotowujemy ligninę z tego co kojarzę. W każdym razie to coś co powstaje to jest drewno uzdatnione.
Ono silnie reaguje na wilgoć, chłonie wilgoć. No więc mamy już takie małe kawałeczki. Następnie, kiedy jeszcze są wilgotne, nawijamy je na specjalnie wykonany taki spiralny, taką ślimacznicę, wykonaną przez nich na drukarce 3D, po to żeby nadać temu kawałeczkowi, temu paskowi drewna kształt spiralny. To schnie, ściągamy, to ma już pożądany przez nas kształt. Następnie chowamy to co chcemy w glebę wkręcić w takim malutkim pojemniczku, można by powiedzieć, wykonanym z pasty, co ciekawe z mąki i wody w odpowiednich proporcjach, czyli pasta mącznowodna. Przepuśćmy że to jest nasionko, więc chowamy nasionko w tym czymś, ugniatamy to w odpowiedni kształt albo stosujemy jedną z ich form. Zrobili formę w takim nabojowatym kształcie.
Zamykamy to w środku, otwieramy i w tym momencie mamy taką wersję z jedną spiralką. Następnie doklejamy ręcznie dwie pozostałe spiralki i voila, mamy to coś. A, jeszcze zapomniałem powiedzieć, że końcówkę, ten nabój, macza się jeszcze, to jest jakiś tam roztwór chyba celulozy, żeby to utwardzić, usztywnić i dopasowujemy na to włosy. To są słuchajcie włosy z grzywy końskiej pocięte na kawałki długości 2 mm. Prawdopodobnie te włoski są po to, że kiedy to wkręca się w glebę, to fajnie by było, żeby się nie cofało po każdym cyklu, więc te włoski prawdopodobnie powodują takie zatrzymywanie się po wkręceniu. No i działa.
Zobaczcie sobie jeszcze jeden film, dużo filmów mamy pięknych, pokazujący to urządzenie w działaniu, czyli wysypujemy to z góry, spada na ziemię i rzeczywiście z każdym cyklem nawilżania się to się zaczyna otwierać, a po wysuszeniu zaczyna się obkurczać. Znowu nawilżamy, otwiera się, wysuszamy, skurcza się. Testowali to w warunkach laboratoryjnych, testowali to też w warunkach naturalnych, na rzeczywistej glebie i na rzeczywistym deszczu. Tak wygląda coś, co stosowali, zrobili taką specjalną platformę, czyli wysyłamy dron, każdy z nich ma takie pudełko specjalne, 9 przegrónek na nasionka, to jest upuszczane, spada na ziemię. Testowali to w warunkach rzeczywistych, rzeczywistego deszczu i wysuszenia, wkręcało się ze skutecznością 80%. Nawet na płaskiej glebie, czyli zobaczcie jaka wielka skuteczność tego wszystkiego.
No i to jest właściwie tyle. Dużo tu jeszcze jest gadania, badali model komputerowy tego, badali fizjologię, takiego procesu skręcania się, jak to się w ogóle dzieje, że wilgotne takie nasionko się rozprzęża, a suche się spręża, mają na to model cały. Tyle tego wszystkiego. No i dobrze, przypuszczmy, że mamy coś takiego, działa, umieszcza to nasionko, no to nasionko może nawet wykiełkować i co dalej? No więc moje mieszane uczucia biorą się stąd, że pojawia mi się naturalnie takie pytanie, ale cały ten proces, opisany przed chwilą, prowadzi do powstania jednego nasionka. Jedna wycieczka dronem, tak jak ją opisali, skutkuje zrzuceniem na ziemię dziewięciu nasionek.
Nie piszą ile dokładnie im zajęło, ale zrobienie prawdopodobnie takiej porcji tego, no to wszystko jest robione ręcznie. Nie wiem ile to zajmuje, cały dzień, prawdopodobnie cały dzień skręcania, suszenia, dmuchania, klejenia, zlepiania, tracania i wszystkiego innego. I to wszystko jest po to, żeby jedna roślinka została umieszczona jeden centymetr pod warstwą gleby. Można by się słusznie zastanawiać, czy nie ma na to wydajniejszej metody, czyli jasne, to rzeczywiście skutecznie umieszcza nam to nasionko centymetr pod powierzchnią gleby, natomiast robi to też palec. Jeżeli na palec położymy nasionko i zrobimy pfff, a potem pfff, a potem pfff, to mamy w tym momencie w ciągu pięciu sekund trzy nasionka umieszczone centymetr pod powierzchnią gleby.
Wysiewałem czas jakiś temu trawnik na dosyć dużej powierzchni, tak mi się zdarzyło. No to się wysiewa, wysiewa, wysiewa, potem się grabkami przejeżdża, można to potem przyklepać. No i mamy to samo osiągnięte, tylko tam są tysiące i tysiące nasion. I też ręcznie. Nic nie piszą o automatyzacji tego procesu. Na sam koniec takim marzycielskim tonem w ostatnim akapicie piszą, że być może przyszłość przyniesie automatyzację tego procesu, ale oni nie piszą nic na ten temat. Wszystko to wykonywane jest ręcznie. A więc cóż miałem powiedzieć? No piękny wynalazek i z przyjemnością wam go pokazuję. Jakiż to wspaniały wynalazek, jak pięknie wygląda to takie, to pracujące urządzenie. Sprytne to jest.
I oni też tam przemycają gdzieś takie ploteczki, że może sama ta ogólna metoda wykorzystywania schnącego i nawilgającego drewna może zostać wykorzystana w jakiegoś typu urządzeniu. Więc oni też to przy okazji jako ogólny model sprzedają. Ładne i przyjemne. Natomiast czy to będzie kiedykolwiek stosowane tak jak oni to sobie wymarzyli, na przykład do skutecznego wysiewania po pożarach lasu? Myślę, że są pewne liczne pytania, które trzeba by zadać zanim rzucimy się do stosowania tego w praktyce. No ale wszystko musi być praktyczne. A następnie, a następnie kilonowa. Ciekawe czy wiecie czym jest kilonowa? Ja przyznam się wam szczerze, że jeszcze kilka dni temu nie do końca wiedziałem. Gdzieś to słowo mi się obijało po uszach.
Jest super nowa, ale jest też kilonowa. Trochę mniej. Mezonowa, troszkę nowa. Więc o samym odkryciu na koniec nie jest ono jakieś fundamentalne, ale pomyślałem, że to jest fajna okazja, żeby pomówić o kilonowych. Ciekawa rzecz. Zaczynamy od dwóch gwiazd neutronowych. Gwiazdy neutronowe ogólnie rzecz biorąc to jest takie coś, co powstaje pod sam koniec życia bardzo masywnej gwiazdy zostaje taki niedopałek. Wybucha super nowa i to jest właśnie ta super nowa naprawdę gigantyczny rozbłysk i potem samo jądro tej gwiazdy albo zostanie czarną dziurą, jeżeli ta gęstość będzie naprawdę za duża, ale jeżeli będzie tuż tuż poniżej tej gęstości krytycznej, to powstanie gwiazda neutronowa. Ta materia już jest niesłychanie ściśnięta.
Tamte stany materii, które występują w gwiazdzie neutronowej są przedziwne. To jest słuchajcie takie coś, że wystarczyłoby tam czasami dorzucić po prostu ekwiwalent jednej kawy i to już by się zapadło do postaci czarnej dziury, ale nie ma tej materii. Więc są takie sytuacje w astrofizyce, kiedy coś tam się dorzuci, to na przykład ściągnie skądś trochę materii i wtedy się zapada. Kilonowa to jest bardzo szczególna okazja tego typu występująca wtedy, jeśli mamy dwie gwiazdy neutronowe, które z jakiegoś powodu spadają na siebie. Na przykład jeżeli wcześniej były dwie gwiazdy, które orbitowały wokół siebie, obie zamieniły się w gwiazdy neutronowe i później jakoś wytracały tę energię w taki sposób, że spadają na siebie i się w końcu zlewają, wtedy powstaje kilonowa.
Tuż przed tym momencie, zobaczcie sobie na symulację, tuż przed tym momentem, kiedy ta gęstość zostaje przekroczona i już powstaje czarna dziura, to są milisekundy. Zobaczcie sobie na skalę. Wtedy mamy takie pfff, dochodzi tam do zjawisk jądrowych, nukleosynteza, coś tam gorzeje po raz ostatni, to się nazywa kilonowa. Ta skala czasowa jest niesamowita. Zobaczcie sobie, na tej symulacji zostało to zestawione z filmem wykonanym kamerą z ultrashypkim robieniem kolejnych klatek, ultrashypką kamerą, zestawione z lotem ptaka. To wszystko, co widzimy w tym momencie na ekranie dzieje się w milisekundy. To jest czas, kiedy lecący ptak ledwo by zdążył podnieść skrzydła, a jednak te, jakie to jest szybkie, jakie to jest energetyczne, to są kilometrowej wielkości obiekty.
Na innej symulacji bardzo ładnie zestawili to z takim rzutem oka satelitarnym na Włochy. Jak widać, jakiej to jest wielkości i ta kilonowa później. Natomiast to się dzieje w milisekundy. Tutaj w tym badaniu, nowiutkim, wykazano, że jedna z takich kilonowych, naprawdę to są pojedyncze przypadki, dobrze zaobserwowane, to się rzadko zdarza, jest symetryczna. A ze wszystkich dotychczasowych symulacji wynikało, że to powinno być asymetryczne. Logiczne jest w zasadzie, że zobaczcie, to są dwa obiekty, zlewają się ze sobą. To można by sobie wyobrazić, że jeżeli to ma wybuchać, to nie wiem czy to czujecie też, ale że wybuchające takie dwa zlepione ze sobą obiekty, mimo wszystko, mają ten kierunek, tak jak one są skierowane w tym momencie, i mają ten kierunek.
Nie ma tu pełnej symetrii sferycznej. To nie jest kula. To się składa z dwóch elementów. Tymczasem to wyszło im kuliste. Wszyscy ludzie od kilonowych, czarnych dziur, gwiazd neutronowych, wszyscy ludzie od szczególnej i ogólnej terenności siedzą teraz nad tym i mówią, jak to jest możliwe, że to jest kuliste? Czego nie wzięliśmy pod uwagę? Może to się mocniej zlało ze sobą? Kto wie. Czemu to jest ważne? Myślę, że dlatego, że to są te ostatnie milisekundy tuż przed powstaniem czarnej dziury. Na tych symulacjach to widać, że zlewają się, zlewają, zaczynają się kręcić, tam jakieś takie oscylacje się pojawiają i w pewnym momencie, puk, pojawia się takie czarne coś. To jest właśnie horyzont zdarzeń. Za to już nie spojrzymy.
Czyli wgląd w kształt tej kilonowej to jest dla nas właściwie taka ostatnia szansa, żeby podglądnąć te ostatnie milisekundy tuż przed wyłonieniem się czarnej dziury, przed wyłonieniem się osobliwości. No więc siłą rzeczy, jak kogoś interesują takie fundamentalne aspekty kosmosu, to patrzy też na kilonowe. A nóż uchyla nam rąbka tajemnicy. A na koniec opowiem wam o czymś, z czego być może nie podejrzewaliście u tak skromnego stworzonka, jakim jest ryba. Konkretnie mówimy o wargatku czyścicielu. Może kojarzycie. To są takie niewielkie rybki tropikalne pełniące funkcję czyścicieli. Podchodzą, podpływają, przepraszam, do innych rybek. Oskubują je rybki czyściciele.
Fajne jako takie ciekawe rzeczy się tam wydarzają, natomiast czyściciele są też interesujące z innego punktu, z innego powodu, a mianowicie zostało kiedyś odkryte, że zdają tzw. test lustra. Test lustra to jest hohoho ważna rzecz w kognitywistyce, w zoologii. Nawet nie wiadomo jak to powiedzieć. Nie wiem czy kojarzycie na czym polega test lustra. Polega on mianowicie na tym. Bierzemy jakieś stworzenie. Możemy zacząć od człowieka. Bierzemy człowieka i w jakiejś sytuacji, w której wiemy, że się nie zorientuje, np. w czasie snu, w czasie uśpienia, malujemy mu na czole plamkę. To się szczególnie ręcznie wykonuje na dzieciach.
Śpią, malujemy im na czole jakąś plamkę i co? I patrzymy czy po przebudzeniu i podstawieniu ich pod lustro zorientują się, że to jest ich własne czoło. Zwierzęta zasadniczo dzieli się na dwie grupy. Te, które nie zdały testu lustra i te, które zdały test lustra. Szympancy np. zdają test lustra. Słonie zdają test lustra. Delfiny, mówią niektórzy, zdają test lustra. Dlaczego to jest takie istotne? No i tutaj ludzie się rozchodzą. Jedni mówią, test lustra, daj mi panie spokój z tymi głupotami. To są jedni, ale drudzy mówią, o, o, o, o, nie, nie, nie.
Test lustra jest niezwykle istotny, bo jeżeli jakąś istotę postawimy przed lustrem i ona się zorientuje, że to, co widzi tutaj oto przed sobą, to jest tem ja, czyli próba starcia tego z własnego czoła, nie z czoła tego lustra, tylko z własnego czoła, jest świadectwem tego, że to stworzenie ma koncept ja. Jak sami się domyślacie, stąpamy tu po dosyć grząskim gruncie, gdzieś pomiędzy zoologią, etologią, czyli nauką o zachowaniach zwierząt, kognitywistyką, filozofią. Nie bójmy się tego powiedzieć, no bo co to właściwie znaczy, że ma koncept ja? Niektórzy mówią mocniej, że mają samoświadomość. Patrzcie, jakie tu się słowa pojawiają. Self-awareness, że mają samoświadomość.
Straszliwe rzeczy się dzieją wokół testu lustra i są jadki, od kiedy to zostało opisane, jakie zwierzę zdało test lustra i o czym to właściwie świadczy. Np. mrówki zdały test lustra. Czy mrówki mają samoświadomość? O Panie! Więc tutaj mamy do czynienia z rybką, która zdaje test lustra, czyli jeżeli się, jakby jak się wykonuje taki test. Tutaj go powtórzono. Bierzemy rybki, wyciągamy je z wody. Nie wiem, czy tu mam. Tu nie wydrukowałem, ale sobie zobaczcie, jak to wygląda. Bierzemy taką rybkę i pędzelkiem malujemy jej na gerdyce plamkę. I zobaczymy, czy jeśli podstawimy tę rybkę przed lustro, to ona później popłynie.
No i co się dzieje? Rybki, którym namalowano tę plamkę, po pierwsze spędzają więcej czasu przed lustrem w takiej pozycji, z której widzą swoją własną, nazwijmy to, szyję. To po pierwsze. Po drugie, ocierają się różne przedmioty w akwarium, które się do tego nadają. No bo nie mają płetewkami, nie są w stanie sobie tego zetrzeć, ale próbują ocierać się tą częścią swojego ciała o jakieś tam roślinki czy jakieś inne rzeczy, które są w akwarium. Od razu może rozwija niektóre wasze wątpliwości. Jeżeli na przykład weźmie się taką rybkę i się ją pomyzia pędzelkiem, na którym nie ma żadnej farby, też się robi takie testy i się je wpuszcza. No bo można by pomyśleć podrażnione, tak? Nie, to wtedy nie działa.
Ba! Tutaj wykonano bardzo fajne badanie, a mianowicie pomalowano tej rybce, grydykę, najpierw kolorem brązowym, a później kolorem zielonym. I była różnica. Dlaczego? Dlatego, że jest taki pasożyt tych właśnie gatunków, który wygląda jak mała plamka koloru brązowego. A nie ma pasożytów, które są zielone. Więc czasami te rybki rzeczywiście w stanie dzikim mają gdzieś tu i uwdzie na swoim ciele takie małe brązowe kropki i to są pasożyty. I zaobserwowano, że te rybki próbują sobie zdrapać te pasożyty, ocierając się o coś. Więc w tym przypadku, zobaczcie, nie są tacy głupi ci naukowcy, widzieli takie argumenty, że tylko plamka koloru brązowego wywołuje to ocieranie, czyli ta rybka, mamy prawo podejrzewać, że naprawdę patrząc na tę plamkę, gdzieś tam się kmini tej rybce, aha, chyba mam pasożyta.
Dobra, ale w tym badaniu chodzi o coś jeszcze więcej. To jest dopiero początek. Test lustra to nic. Autorów tego badania zaciekawiło następujące pytanie. Przypuśćmy, że rzeczywiście to zwierzę albo w ogóle inne zwierzęta rozpoznają siebie w lustrze. Na jakiej podstawie siebie rozpoznają? Czyli jakie dane pozwalają im na stwierdzenie, że to o to, co widzę w tym momencie przed sobą, to jestem ja. I są dwie zasadnicze szkoły, jak się okazuje. Szkoła kinestetyczna i szkoła wizualna, nazwijmy to w ten sposób. Szkoła kinestetyczna mówi tak. Stworzenie staje przed lustrem i wykonuje jakieś ruchy ciała i orientuje się, że to coś, co widzi przed sobą, wykonuje dokładnie takie same ruchy ciała. W związku z czym orientuje się, aha, to jestem ja.
Tak, czyli tak, hello, macham ręką do siebie do lustra. To coś też do mnie macha, czyli to ja. Przekręcę się, ruszę się, rozumiecie, o co chodzi. Szkoła taka, nazywam to wizualna, opiera się raczej na wyglądzie, czyli patrzę na lustro, widzę, aha, ja tak wyglądam, przecież to ja jestem. Czyli w tym wypadku, zwróćcie uwagę, za czym polega różnica. W przypadku tej hipotezy musiałbym się chwileczkę przed tym lustrem poruszać, żeby się zorientować, że to ja. W przypadku tej hipotezy nie musiałbym, ba, wystarczyłoby mi pokazać moje własne zdjęcie i też zorientowałbym się, że to jestem ja. No, jak to sprawdzić? Pokazywać rybkom ich własne zdjęcia.
Gdyby udało się stworzyć taką sytuację eksperymentalną, w której pokazujemy rybce zdjęcie i możemy poznać po zachowaniu tej ryby, czy ona widzi w tym zdjęciu siebie, czy nie siebie, to mielibyśmy fajny argument za tą hipotezą. Bo rozumiecie, rybka podpływa, macha ogonkiem, macha płetewką i kmini sobie, a to ja jestem, bo to coś przede mną też macha tak samo płetewką. Jeżeli mamy zdjęcie, no to zupełnie inaczej. To podobieństwo, to rybka musi mieć obraz siebie gdzieś tam zakodowany w tym swoim małym rybim muszczku. Autorzy tego badania posłużyli się następującą niezbyt sympatyczną cechą wargatków, a mianowicie taką, że one lubią atakować inne ryby. Czyli jeżeli wargatek pływa sobie w akwarium, nagle pojawia się w nim nowa rybka, to dosyć często dochodzi do ataków.
Dochodzi też do ataków na zdjęcia. Dochodzi też do ataków na lustra, ale dochodzi też do ataków na zdjęcia. Czyli wiadomym faktem jest, że jeśli weźmie się zdjęcie wargatka i wsadzi się je do akwarium, w którym pływa sobie wargatek, to on to zdjęcie zaatakuje. OK, mamy to. No to teraz tak, co by tu można zrobić, żeby zobaczyć, jakoś powiązać te wszystkie rzeczy przed sobą. I autorzy tego badania zrobili rzeczy zupełnie niesamowito. Najpierw zaznajomili wargatki z lustrem. Czyli wpuścili wargatki do akwarium, tam było lustro, wszystko jedno, czy z plamką, czy bez plamki, w każdym razie ten wargatek nauczył się rozpoznawać siebie w lustrze. A później wargatka, który już rozpoznał sam siebie, przetestowali tymi zdjęciami.
I co się okazało? Okazało się, że jeżeli pokaże się wargatkowi zdjęcie przedstawiające jego samego, to nie atakuje. Jeżeli pokaże się wargatkowi zdjęcie przedstawiające innego osobnika, to atakuje. Czyli wargatek potrafił rozpoznać samego siebie na zdjęciu. Poszli oni jednak jeszcze o krok dalej. Patrzcie. Nauka nigdy nie ustaje. Nauka to jest nieustająca przygoda intelektualna. A co, gdybyśmy podmienili samą twarz? Bierzemy zdjęcie innego wargatka i podmieniamy mu twarz. Oni piszą twarz. Ja bym powiedział wcześniej głowa, ale oni piszą face. Podmieniamy mu twarz na jego własną twarz. Czyli tu mamy, nie wiem czy poznajecie, że one mają inne pyszczki. Zupełnie inny osobnik. Ja nie.
Ale najwyraźniej dla wargatka to jest różnica, dlatego że jeżeli pokaże się później, to macie tu na wykresie, jak mi nie wierzycie, jeżeli pokaże się później temu wargatkowi zdjęcie z ciałem obcego wargatka, ale jego własną twarzą, to też go nie atakuje. Czyli za jednym zamachem, a jeżeli pokażemy mu na przykład zdjęcie z twarzą obcego wargatka, a jego własnym ciałem, to atakuje. Czyli atakuje sądząc po twarzy. Czyli patrzcie co zostało potwierdzone za jednym zamachem. Przejdźmy przez to kolejno. Przeżyjmy to razem. Wargatki rozpoznają same w siebie w lustrze. Przyzwyczajają się do widoku samego siebie. Uczą się, żeby nie atakować samego siebie, jeżeli widzą samego siebie, tylko obcych atakują. I wiemy już po czym rozpoznają tych obcych. Nie po płetwach, nie po ogonku, po twarzy.
No jak tu nie kochać nauki?.