TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
heads. org Wsatieczki decisivessytel To Hmmm pow包容 force Poproszę Państwa tutaj oczywiście jak najbardziej, zanim zaczniemy właściwą część panelu, poproszę tutaj naszego kolegę Żywawca, bo macie teraz niezamutne okazje posłuchać przedmowy do jeszcze nieukazanego się szóstego tomu historii źródziemia za składą pana Zezarego i wydarzenia z fazy Jezysk i Spółka. Żywawcze, proszę Cię bardzo. Tutaj proszę. Tak, przepraszam. To ja tutaj? Wszystko tutaj. Ja będę żabrał z tym. Dziękuję. Co? Dobra, okej.
Szukałem frazmentu, który mógłbym Państwu przedstawić, gdyż było, że przedmowa, w której jest cała informacja zawarta, o czym są trzy następne tony, a w zasadzie to są tony po powstawaniu głowicy dwie śczeni, dużo więcej powie niż ja sam bym powiedział, z tym że proszę o wybaczenie, ponieważ to jest surowy tekst, nie poprawiony językowo jeszcze, po prostu surowe tłumaczenie zbiego. Ja poproszę o wybaczenie, bo dosłownie przed chwilą to dostałem. Przedmowa. Jak dobrze wiadomo, JRR Talking, kilka lat po publikacji bazy pierścieni sprzedal rękopisy i maszynopisy Uniwersytetowej Marocchi w Milwaukee wraz z kobitem, farmerem Gilesem Schaum, a także Mr. Bliss.
Wiele czasu pynęło pomiędzy wysyłką tych ostatnich pism, które dotarły do uczelni co 1957 roku, a władcą pierścieni, które dotarły dopiero w następnym roku. Powodem było to, że mój ojciec podjął się porządkowania, opisywania i opatrywania datami różnych rękopisów władcy pierścieni, ale ukończenie praców okazało się niemożliwe w tym czasie. Oczywiście, oczywiste jest, że nigdy tego nie zrobił, nie zrobił i w końcu wysłał pisma w takiej formie, takiej były. W Marocchii jest zauważone, że są w przypadkowej kolejności. Gdyby ją uporządkował, wtedy musiałby się zorientować, że zbiór rękopisów, choć bardzo obszerny, był niekompletny.
Siedem lat później, w 1965 roku, kiedy ojciec pracował nad redakcją władcy pierścieni, napisał do dyrektora bibliotek w Martwic pytanie, czy w narracji można znaleźć pewien schemat dawy wydarzeń, ponieważ nigdy nie sporządził pewnego programu ani notatki o przekazanych wam pismach. Glish się tym wyjaśnił, że przekazał pisma w czasie, gdy były one rozproszone między jego domem w Headington w Oxfordzie, a jego pokojarzym kolegu Merton. Napisał też, że nadal jest w posiadaniu materiału pisemnego, który powinien należeć do was. Gdy skończy redakcję władcy pierścieni, zajmę się tą sprawą, ale tego nie zrobię.
Osiem lat później, po śmierci ojca, pisma te przeszły do mnie, ale chociaż Hamre Carpenter, on już siedmiał w swojej biografii z 1977 roku, zacytował z nich kilka wczesnych uwag, sam przez wiele lat niepoświęcał ich umuwali, pochłonięty długotrwałym analizowaniu ewolucji narracji starszych dni, Lerion Bélerianu i Wali Noru. Dopiero gdy zbliżał się czas publikacji trzeciego tomu historii Śródziemia, wpadłem na pomysł, że może on odejmować popis powstania władcy pierścieni. Jednak w ciągu ostatnich trzech lat nieczęsto odejmowałem się odcyfrowywania i analizą będących moim posiadaniu rękopisów władcy pierścieni i zadanie to jeszcze nie zostało ukończone.
Pisma wojca sprzed 1958 roku są znacznie międzywstępnymi szkicami, choć w niektórych przypadkach, szczególnie w wielokrotnie przepisowanych rozdziałach pierwszym, kolejne wersje wynoszą narracje do stanu zaawansowanego. Zasnaczę tutaj, że w Anglii zostały jedynie pierwsze notatki i najwcześniejsze szkice z arysami dalszego przebiegu powieści, natomiast większość ich list trafiła do omagu. Nie wiem jak to się stało, że ta część rękopisów nie została wysłana do maru. Mogę się tylko domyśleć. Ojciec był podnym pisarzem z przymusem pisania. Okazuje się, że niemożność uprzywania pióra lub łówka jest równie niesnośna jak utrata dzioba przez kórę, napisał do Stanlejanu i na w 1963 roku, kiedy cierpiał na dolegliwość prawie ręki.
Ciągle poprawiał, przetwarzał, zaczynał od nowa, a przy tym nigdy nie wyrzucał grudnopisów, więc z siłą rzeczy jego zapiski były przemieszane, nieuporządkowane i rozproszone. Wydaje się mało możliwe, aby w czasie przechwytywania pism do marquit interesował się wczesnymi szkicami lub dokładnie nie pamiętał. Niektóre z nich zostały zastąpione, przepisane nawet 20 lat wcześniej, bez wątpienia już dawno ułożone na bok, zapomniane i pogrzebane. Jakkolwiek było, oczywiście warto byłoby połączyć rozdzielone rękopisy i ulokować je w jednym miejscu. Takie musiałby być zamiast wojska w czasie, gdy dokonywał sprzedaży i zgodnie z tym rękopisy będące obecnie w moim posiadaniu zostały przekazane w uniwersytetowych market. Większa część materiału przeloczonego lub opisanego w tej książce pochodzi z dokumentów, które nie opuściły Anglii.
Trzecia część książki nazwana trzecią fazą okazała się trudnym problemem, ponieważ w tym przypadku rękopisy znajdowały się w różnych miejscach. Większość rozdziałów w tej fazie trafiła do market w 1958 roku, ale pozostałe zostały oddzielone, ponieważ ojciec je odrzucił, a resztę wykorzystywał jako elementy składowe trudnej radości. Interwentacja tej części historii byłaby niemożliwa bez współpracy ze strony marketu. Mogłem liczyć przede wszystkim na pana Tauma Santowskiego, który z wielką wprawą i starannością zamiarzywał się w ten skomplikowany proces i z którym przez wiele miesięcy wymienialiśmy opatrzone odnotacjami kopie tekstów. Dzięki temu można było ustalić kolejność powstawania tekstu i zrekonstruować oryginalne rękopisy, które ojciec rozebrał na części prawie pół wieku temu.
Przyjemnościom i głęboką udziedzicznościom dziękuję za pomoc Taumowi Santowskiemu, a także panu Czesowi Wierastonowi archiwiście Memorial Library w Magdryt, panu Johnowi Ryttei Leichowi oraz panie Tracy Mącz. Ta grupa z relacjonowania pierwszych etapów powstania władcy pierśniu była najrzona innymi trudnościami niż te, które wiązały się z rozdrobnienia rękopisów. Trudności wynikały przede wszystkim z określeniem w jakiej kolejności powstawały poszczególne wersje, a także z przedstawieniem rezultatów spójnej, gotowej do publikowania formie. Krótko mówiąc, proces przebiegał w serii FAL lub jak nazywałem je w tej książce FAS. Ojciec trzy razy przepisywał pierwszy rozwiązanie Hobbiciu, określili Hobbiton, a później po powierzchni zarmadowy Wender poczył impuls zabity. Zaczął wtedy od nowa, FASa druga, a potem znowu FASa trzecia.
Gdy wymyślał nowe elementy narracyjne, nowe imiona, postacie i relacje między innymi, w różnym czasie wpisywał je we wsześnie szersznice. Wycinał fragmenty tekstu i wykorzystywał je gdzie indziej. Do jednego rękopisu włączał alternatywne wersje, skutecznego historia mogła być poczytywania na więcej niż jeden sposób zgodnie z podanymi skatówkami. Określonych kolejności dokonywania tych niezwykle skomplikowanych posłynią ci grężysk niepodobieństwa. Kilka zapisanych przez swoich samodzielnych wystarczy, aby tego dokonać, a zawarte w jego listach zmianki o postępach w pracy są niejasne i trudne do zinterpretowania.
Różne pisy mogą być bardzo mylące, z tego względu ustananie historii powstawania dzieła musi w znacznej mierze opierać się na wskazówkach dostarczanych przez ewolucję imion i pobudę tu samej narracji, ale wiąże się z tym ryzyko zbądzenia przez pomylenie względnych daw ich zupełnie nie zmiany. Przypady tych problemów można znaleźć w całej niniejszej książce. Nie daję żadnych warancji, że prawidłowo przedstawiłem chronologię. W niektórych przypadkach dowody wydają się sprzeczne i nie mogę zaproponować żadnego rozwiązania. Rękopisy mają to do siebie, że zrykły pozwalają na różne interpretacje, ale mam wrażenie, że zaproponowana przez kolejność powstawania kompozycji po wielu eksperymentach, spaternantymi teoriami, najlepiej pasuje do dowodów.
Najprześniejsze zarysy fabuły i szkice narracyjne czerwco są ledwie czytelne, a wraz z postępem pracy stawały się coraz gorsze. Podczas wojny ojciec wykorzystywał każdy dostępny skrawek papieru, czasami pisał na odwrocie, a nawet w poprzednich pracach egzaminacyjnych, poszczędnych słowach i spistując przemyślenia dotyczące jeszcze nie utrwalonego na papierze dalszemu ciągowych opowieści i pierwsze sformułowania narracyjne. Pisał w zawrotnym tempie, zamierzając podczas takim czasie wrócić do szkiców, nadać im bardziej czytelną postać. Tego oczywiście nie robił. I te są tak koślawe, że słowo, którego nie można odgadać z kontekstu lub z późniejszych wersji, może na zawsze pozostać nieprzejrzyste. Często używa miękkiego ołówka, więc znaczne partie tekstu są rozmazane i wydłago. Należy o tym pamiętać.
Ojciec pisał pod wpływem chwili, kiedy pierwsze słowa przyszły mu do głowy i zanim się rozwiały. Natomiast tekst wydrukowany, oprócz kropek i pytajników nieodnazających się oczytać w miejscach, jak można się spodziewać, wyraża atmosferę spokoju, porządkowania, sformułowania. Dobór jest rozważony i zamierzony. Wracając do sposobów, jakie materiał jest przedstawiony w tej książce, najtrudniejszym problemem jest rozwijanie opowieści poprzez kolejne szkice, zawsze zmieniające się, ale zawsze ściśle zależne od tego, co ją poprzedzało. W dość skrajnym przypadku, jakim jest rozdział długo oczekiwane przyjęcie, zawarłem w tej książce z cześć głównych tekstów szereg porzysonych w wersji. Prezentacja całego materiału powiązanego z tym jednym rozdziałem złożyłaby się niemal na osobną książkę, mówiąc już o mnóstwie powtórzeń lub prawie o powtórzeń.
Z drugiej strony niełatwo jest ułożyć w kolejności serię tekstów sprowadzonych do fragmentów krótkich cytatów w wersji znacznie różniącymi się od swoich poprzedników, a jeśli rozwój jest w ogóle śledzony, ta metoda zajmuje również dużo miejsca. Nie ma tutaj naprawdę zadowolającego rozwiązania. Redaktor musi wziąć odpowiedzialność za dobór i uwypokrynie tych elementów, które uważa za najciekawsze i najbardziej znaczące. Ogólnie rzecz umieńując, w każdym rozdziale przytacza najczęśniejszą wersję pełną lub prawie kompletną jako podstawę, do której można podnieść dalszy rozwój. Różne formy rękopisów wymagają umiennego podejścia redakcyjnego. Do tekstów podanych mniej więcej w całości podane są ponumerowane przepisy, które mogą stanowić ważną część prezentacji zabyłego tekstu, a w innym przypadku rozdzielą formę umówienia pokreślonego cytatami.
Ojciec nieszczekił starań tworząc władcę pierścieni i chciałem, aby ten zapis jego pierwszych lat pracy odzwierciedał te starania. Pierwsza część opowieści, zanim pierśni opuścił Rivendell, wymagała zdecydowanie najwięcej wysiłku, stąd długość tej książki w stosunku do całej opowieści. Opisałem o mąpliwości, niezdecydowanie zmiany, odrzucone fragmenty i fast starte. Wening jest siłą rzeczy niezbyt bezkomplikowany, ale chociaż można by opowiedzieć historię znacznie krótszej i zwartej w formie, jestem przekonany, że pominięcie trudnych szczegółów lub nadmiernych, uproszczenie problemów i wyjaśnień pozbawiłoby to stary istotnego zainteresowania. Moim celem było przedstawienie relacji i spisanie własnych pierścieniów, aby pokazać syterny proces zmian, który może przekształcić znaczenie wydarzeń i tożsamości osób, jednocześnie zachowując odnoszące się do nich sceny i słowa z najwcześniejszych szkiców.
Dlatego na przykład szczegółowo śledzę dzieje dwóch hobbitów, którzy po wielu niezwykłych zmianach imion charakteru i roli ostatecznej stali się Peredinem Tukiem i Freddy Garem Borgerem. Z drugiej strony powstrzymuję się od zmiany o tym, co nie jest bezpośrednio istotne dla ewolucji narracji. Na które książki zakładam znajomość różniny pierścienia i porównanie jest oczywiście dokonywane przez kontrolę z opublikowaniem dzieła.
Odniesienia do stron w drużynie pierścienia w skrócie FR odnoszą się do trzytonowego wydania o własnych pierścieniów, w twardej oprawie opublikowanych obcy dytorzy Allen & Amin, obecnie Allen Hyman i Helen Martin – kompaniusz wspólnego dla Anglii i Ameryki, ale sądzę, że prawie wszystkie takie odniesienia można za cłością prześledzić w każdym wydaniu, ponieważ dokładny punkt, o którym mowa w ostatecznej formie opowieści prawie zawsze wynika z kontekstu. W pierwszej fazie pisania, która to prowadza opowieści do Remender, większości rozdziałów nie miała tytułów, a później ojciec wprowadzał wiele z indygnijanów w podziale opowieści na rozdziały z różnymi tytułami i numeracją. Znamy więc, że najlepiej będzie unikać w zamieszaniach.
Nadając wielu moim rozdziałom prostych pisowych tytułów, na przykład od Hobbitonu do UDN, co sugeruje ich zawartość i nie odnoszą się do tytułów w drużynie pierścienia. Znamy za słuszne, aby nadać w książce jeden z sugerowanych, ale odrzucony przez wojca tytułów, pierwszego tomu w basu pierścieni. Blicie do Reinera anulina z 8 sierpnia 1923 roku, bliscy J. R. R. Polkina, numer 139, zaproponował obrót cienia. Tę książkę nie wspominam o historii powstawania Hobbita, który po raz pierwszy ukazał się w 1937 roku, chociaż w dziennikzie przywołuje tę książkę, spowoduje związku z basu pierścieni. Związek ten jest ciekawy i złożony.
Ojciec kilkakrotnie wypowiadał się na ten temat, ale najpewniej, jak sądzę, najdokładniej wyraził tą długie liście do Christofera Brytertona z Lipsa 1964 roku, listy numer 257. Wróciłem do Oxfordu w styczniu 1926 roku i kiedy został wydany Hobbit w 1937, sprawa dawnych dni istniała już w spójnej formie. Hobbit nie miał między nimi nic wspólnego. Kiedy moje dzieci były małe, miałem zwyczajem wymyślania i opowiadania im, a czasem zapisywania bajek. Hobbit był jedną z nich. Nie miał koniecznych zmiastów mitologii, lecz naturalny sposób obdzielu się do tej głównej sprawy, obsługując ja moje myśli, co sprawiło, że w miarę pisania opowiedz się rozrastała się i stawała się bardziej heroiczna.
Mimo to, moga istnieć zupełnie oddzielnie, gdyby nie odniesienia niekoniecznie chociaż dające wrażenie historycznej głębi do upadku gondolina, szczepu erfów oraz właśnie króla Kingola w Arthalfie z krasną łudami. Magiczny pierścień był jedyną rzeczą w Hobbitzie, która łatwo dawała się połączyć z moją mitologią. Aby stać się ośrodkiem obszedłej opowieści, musiał mieć niezwykle znaczenie. Następnie połączyłem go z początkowo dosyć niedbałą zmianką czatom ciężnika, koniec rozdziału VII i rozdziału XIX, którego funkcją było zaledwie dostarczenie gandalfowi pretekstu do opuszczenia bilba oraz kaskorodów, by leci sobie samym, co było konieczne do opowieści. Z Hobbita wychodzi się także kwestia kaskorodów, ich pierwszy przodek, Durin oraz Moria, a także Elrond.
Fragment w rozdziale III wierzący go z puelfami z mojej mitologii był szczęśliwym przypadkiem wywołanym trudnością stałego wymieszenia dobrych imion dla nowych postaci. Nazwałem go Elrondem bez większego zastanowienia, ale ponieważ się mnie to pochodzi z mitologii, Elros, kiedy Elrond są synami Arendilla, uczynimy go puelfem, dopiero we władcy został on utożsamiony synem Arendilla, a zatem prawnikiem Lucien i Berenna, postacią po wielkiej mocy oraz po wielkim pierścieniu. To, jak ojciec wplizgł Hobbita, szczególnie w odniesieniu do Scythmarionu, w momencie jego publikacji jest wyraźnie pokazane w liście, które napisał do Dzii Serbiego od 14 grudnia 1937 roku. Sam nie pochwalam Hobbita w moją własną mitologię, która jest lepiej umyśnięta, jest spójna na zewniżce, bez Elronda, Gondolinu i Jezdrow.
I porządkowaną historią przedkładam na ten hałas rentkastolodów o imienach z podłózpach nowomodnych Hobbitów i goluń wymyślonych w wolnej chwili oraz anglosaskie luny. Znaczanie Hobbita w historii ewolucji Śródziemia polegało wówczas na tym, że został opublikowany, a czytelnicy domagali się kontynuacji. W rezultacie charakter waszych pierścieni sprawił, że został wciągnięty do Śródziemia i przekrtał się je. Ale w 1937 roku nie był jego częścią. Jego znaczenie dla Śródziemia polega na tym, czego miał dokonać, a nie tym, czym był. Później z kolei własna pierścienia wybywała w płyt na Hobbita, tak opublikowanych, jak i o wiele bardziej obszernych, niepublikowanych wersjach, ale wszystko to leżało oczywiście w dalekiej przyszłości, w punkcie, do którego dotarła jej historia.
Rękopisy wasiej pierścienii zepuje końcowa rekonsekwencja w kwestii stosowania wielkich litek i oczlichów oraz rozdzielania elementów w nazwach złożonych. Nie ujednoliłem od zgranych przytaczonych tekstów, chociaż omówienia w krzyżną formę. Bardzo dziękuję, Sławczur. Ta sama przeglowa pokazuje, jak tytaniczną pracę wykonał Christopher Tolkien, kiedy podjął się wyzwania przeglądania tych notatek ojcowskich. No i tutaj przejdziemy teraz do moich pytań. Jak skończę ja zadawać pytania, to oczywiście będzie możliwy. Będzie czas na raz. Chciałabym zabrać głos na chwilę, bo w zasadzie przed chwilą się zareaktowaliśmy, że mamy jedną literówkę w gulotce, która jest dość istotna. Jak spojrzycie na dzisiejszy dzień, mamy dzisiejszy panel, początek 10. 15, następna prelekcja, tylko jest tam wpisana w 13.
15, a potem mamy 13. 00 koniec panelu i potem przerwa wiadomą i 13. 30 kolejną prelekcję. To podejrzewam, że widać, że tam miała być 12. 00, ale ten błąd jest, więc czuję się zobowiązana poinformować, że tam powinna być następna prelekcja wpisana nie o 13. 15, tylko o 12. 15. Na plakacie jest dobrze, w internecie jest dobrze, tylko na ulonce wkradła się inna cyferka. Dziękujemy. Ok, no to zaczynamy zawała. To może takie pierwsze luźne pytanie. Jaka była wasza pierwsza reakcja, gdy usłyszeliście, że wydać list pozysku? Planuję wydać pierwsze pełne polskie tłumaczenie historii śródziemia. I czy możecie, jeżeli to nie jest najmica, powiedzieć kiedy to miało miejsce? Moja reakcja była o rety.
Bo te 12 tomów to jest po pierwsze ogromna robota, po drugie na pewno tego nie zrobi jedna osoba, a gdyby jedna, to 10 lat. W związku z tym kilka osób. Znaczy ja od razu zaczęłam myśleć o trudnościach technicznych, bo muszą być to osoby, które znają się na Tolkienie, bo nie ma mowy, żeby ktoś Tolkiena tłumaczył nie znając Tolkiena. A przynajmniej rzeczy poprzednich, które były przed historią śródziemia. No więc tak, kto to by miał robić, kto, ile książek, w jakim czasie, no i tak dalej i tak dalej.
A potem sobie pomyślałam, tu mnie wiele osób z tego mojego myślenia wyprowadzało, że właściwie nie bardzo, znaczy ja bym wolała widzieć wybór z historii śródziemia, dlatego że niektóre rzeczy są tak potwornie trudne i tak jakby nie mające znaczenia. Może dla ogólnego polskiego czytelnika, bo tam są po prostu niuanse językowe, że w jednej wersji było tak, za pół roku ojciec napisał 15 linii, jak troszeczkę się różniących, a bademan to wszystko zmienił i napisał zupełnie coś innego. W tym przejście, widziły echa tego pierwszego, bo połowa pierwszej linii brzmi tak samo. Jeżeli ktoś śledzi angielskie materiały, no to widzi, jak te rękopisy, też właśnie jak tu była mowa, jak one przechodzą jeden do drugi.
A po polsku, no to co nam po polsku, oczywiście dlatego tu się zastanawiałam, ale jak mówię wyprowadzono mnie z tego trybu myślenia, no co nas po polsku obchodzi, powinniśmy widzieć, jak on to po angielsku, a po polsku to będzie tylko echo pokazanie, echo tego co ojciec sam wymyślił. Ale pytałyśmy, tak? Chyba pod koniec 19 roku albo 20? 20. Już nie pamiętam, bo już tyle czasu nad tym się zarzeszło. Głupia rachunka. Czas. Dziękuję. Czachu? W moim przypadku, podobnie koleżanki, też to był szok, tym bardziej, że dowiedziałem się, że mam tłumaczyć dużo później.
Także praktycznie w ostatniej chwili po prostu zysk odkupił prawa do gospodarza, koławca z Polesia i wydrukował i przy okazji zadzwonił do mnie. Ja miałem tłumaczyć początkowo tylko 6. , 7. i 8. ton. To są historie, które, jak było słychać, o tworzeniu całej historii w Odcy Pierścieni. Natomiast ni stąd, ni za błąd dowiedziałem się i to kiedy już zacząłem pracę, dowiedziałem się, że mam jeszcze przetłumaczyć pierwszy ton. To dla mnie było trochę szykujące i trochę niekomfortowe, ale jakoś tam udało się. Tym bardziej, że tłumaczenie pierwszego tonu i tłumaczenie tych pozostałych to są dwie różne prace. W pierwszym tomie mamy kilka opowiadani, bardzo ciekawych, perelki, że tak powiem.
Natomiast druga, te pozostałe tony już bardziej, jak mogliście się zorientować, przypominają praca historyka, a w zasadzie historyka jeszcze, dla osób musiających to tłumaczyć. Poza tym obawiałem się i poniekąd też miałem rację. Zysk nie zdecydował się na spotkanie wszystkich tłumaczy na raz.
Spotkaliśmy je tylko raz bodajże w Warszawie i od razu tam zaczęły się gorące dyskusje na temat nazw własnych, uumlał na przykład, jak to mamy robić o wróżki, bo elfowie, czyli pani wróżkami, a potem nagle pojawiło się, bo to jednak wszystko musi być połączone, nagle się pojawiły maile, przy których do tych maili potrzebny przewodnik, bo ktoś napisał temat przewodni, a później jest re, re, re, re, re, re, i w pewnym momencie jak szukam jakiejś informacji związanej, to muszę poświęcić jakieś pół godziny, żeby dojść do tego miejsca, gdzie ta odpowiedź była. Także to jest bardzo trudna praca.
Poza tym, co nawet się nie zdarzyło w obawce pierścieni, przy tłumaczeniu, żeby skończyć, czyli wygładzić pierwszy tąd, znaczy szósty, muszę przetłumaczyć pozostałe dwa, ponieważ po przeczytaniu czy napisaniu tego ostatniego dopiero będę mógł wrócić do poprawek z pierwszego tona. Zresztą bardzo współczuję o sobie, która będzie składała i ławana ten tekst, bo czasami i na jednej stronie więcej jest przepisów niż samego tekstu. Że jest to praca powiedzmy, raz, że na tym literacku oczywiście, ale jest to praca historyczna i skrupulatna, gdzie musimy pilnować się wszystkich. Czy mogę dodać? Skrupulatne to jest świetne słowo. Ja muszę powiedzieć, że w literackie są tak świetni redaktorzy, tak świetni składacze i korektorzy, tak skrupulatni, tak dopatrujący się wszystkiego.
Ja jestem zachwycona tą współpracą. Po prostu ja myślę, że czy ten ek może się czuć bezpieczny, że to, czego my nie domatrzymy, oni znajdą. Oni poprawią, oni odpowiedni dadzą akapit, są odpowiedni w miejscu, odpowiedni przepis. Naprawdę strona techniczna jest rewelacyjna. To może ja jeszcze dodam, bo chwalę też lektorów. Zawsze mówię, że dobry redaktor to jest tak samo jak muzyka filmowa. Ma być niewidzialny. A tutaj współpracuję z Alba Prossem, z mamiem, z innymi lewnictwami. Redaktorzy rzeczywiście są bardzo dobrzy. Do tego stopnia, że praktycznie po przeczytaniu poprawek, które dostałem, jakieś 1 i 3 stwierdziłem, że ja w zasadzie nie muszę ich sprawdzać.
Bo to, co pokazali na tych pierwszych rozdziałach, świadczy o tym, że dalej już dalsze części przyleciały, że tak powiem, szybciutko i koncentrowałem się, jak redaktor mi napisał te memuławy, że w tym fragmencie by chciał coś. No właśnie, bo do pracy nad tym całym cyklem 12 Pałacu, 12 Śródzienia, bo jest jako nieoficjalny 13 tom w historii Śródzienia, jest zaangażowanych 5 tłumaczy, w tym 2 tłumaczki, które dodatkowo są jeszcze, które zajmują się poezją. Czyli łącznie jest 7 osób, które pracują nad tym cyklem.
Jak wyglądał podział, przypisanie poszczególnych tomów do was? Czy to była zasadzie, że zgłaszacie się, co kto chce wziąć, czy to było od góry narzucone w grzeczkę? To było po prostu obrana dyskusji, bo tak jak Cezary mówił, on dostał pierwszy tom niespodziewanie, bo niby ja go miałam robić, ale ja go wtedy zajęta czymś innym, więc to się tak w miarę utrzęsało. Potem Cezary dostał te tomy związane z Ładcą Pielścienie, bo tłumaczył Ładcę Pielścienie. Ja tą drugi i trzeci, bo dla Proszyńskiego już tłumaczyłam te opowiadania zawarte, czy opowieści zawarte w drugim i trzecim tomie. Jest to po prostu naturalną koleją rzeczy.
Te teksty, które będą proszyńskie oczywiście przechodzą do naszych zyskowych, zostały odkupione, także to nie będzie kolejna wersja, tylko to będzie to samo tłumaczenie z jakimiś nadrobnymi poprawkami. Tata po prostu zostało umawiane, kto kiedy ma czas, właśnie spośród tych osób, które są w stanie to zrobić, a na szczęście poetka, dwie poetki, ale głównie jeśli o nie chodzi Kasia Staniewska, ona też już dawno temu przetłumaczyła mnóstwo, większą część balladowe Lennie i Lucienne i dzieci Hulina, także ona teraz tylko dotłumaczała, a co już o niej mówimy, to ona jest po pierwsze wspaniałą tłumaczką, doskonale czuje Tolkien, ale jest też poetką samą z siebie. Ona swoje pierwsze też pisze, to jest myślę bardzo ważne, żeby poeta tłumaczył poezję poetka.
I ona napisała mi tak, że ona sama nie umie radać, ale jak tłumaczy Tolkiena, to czuje jakby ją unosił wielki skrzyplady smok. To mi się strasznie spodobało. No i właśnie my też z Kasią Staniewską, ona przetłumaczyła swoje, a te, znaczy poprzednio jakby luźne teksty do Proszyńskiego, które tak płynnie sobie toczą się bez żadnych komentarzy, a tutaj w historii śródziemy, znaczy w ogóle w historii śródziemia chodzi o komentarze. No i teraz właśnie odkrywamy, że Christopher Tolkien na temat jakiegoś wiersza pisze komentarz, no bo coś tam w poprzedniej wersji było inaczej, więc teraz trzeba go posyłować do Kasi Staniewskiej, poprzednie przetłumaczenie do tego komentarza, żeby ten komentarz miał sens. Także robota jest zaiste bardzo ciekawa.
Ja jeszcze tutaj bym chciał powiedzieć coś na temat Kasi. No bardzo dobrze mi się z nią przede wszystkim pracowało, natomiast przez pewien okres czasu mieliśmy, że tak powiem gorącą linię, bo bardzo wiele wierszy jest związane angośniowskie. Kasia chciała to bardzo przekazać pięknym językiem, zachować rytmikę w dwuslavowych słowach, natomiast mi czasami nie pasowało słowo użyte w wierszu, ponieważ ja w tekście używałem innego słowa, więc tutaj były takie problemy. No na szczęście Kasia jest na tyle dobrą poetką i tłumaczem poezji, że poza jednym chyba słowem, na którym stanowczo powiedziałem, że się nie zgadzam, poradziła sobie ze wszystkimi jakimiś tam uwagami.
Bardzo ciężko jest w wierszu zachować nazwę, która ma być powiedzmy dwuslavowa, a w książce w całym opowiadaniu jest pięcioslavowa i rytmika wiersza tego nie przenieść.
Troszeczkę wypowołaliście jedno z pytań, które mam tutaj zanotowane, ponieważ właśnie z was właśnie biorą się osób, jak wygląda właśnie praca w tak dużym zespole i czy były jakieś, jakby to powiedzieć, spory między wami i czego dotyczemy poza właśnie takim na przykład słowami, czy były jakieś inne spory? Pierwsza spora, to znaczy może nie tyle spora, ile dyskusja to była ta, o której wspomniał Cezary, jak się spotkaliśmy na ogłoszeniu przez wydawnictwo, że to będzie wydawane, no i wtedy zaczęliśmy rozmawiać jak nazwać istoty, które Tolkien nazywa różnie, ale tak naprawdę to chodzi o elfów, bo do tej pory mieliśmy elfów we Władcy Pielścieniu i w tamtej, no właściwie tak, i w Symanilionie elfów, ale okazuje się, że Tolkien wcześniej nazywał ich inaczej, elfowie to są, to jest jego ostatnia, ostatnie stawia, przedtem to były fairies, spirits, nawet, fejs, czyli no nie wiadomo, wróżki, wróżkowie, chorliki, wróże, druszki, druszkowie, no po prostu, wielość pomysłów, żaden z nich nie jest w stu obliczach elfów chyba, elfowie, nie elfy tylko elfowie, bo u nas elfy to są te takie małe ze skrzydełkami, te wiktoriańskie, a poza tym nasze tego typu fantastyczne istoty tworzą zupełnie inny świat niż anglosadzki i to jest strasznie trudne, bo ja myślę, że zaproponowałeś wróżkowie, że to jest świetny pomysł i druszkowie, bo ja poprzednio wróżki i druszki, a twoje jest znakomite, no ale to właśnie też można dyskutować, czy to jest ta właściwa forma, a poza tym, znaczy do tej pory to właściwie wyszły dwa toby i na razie nie było konieczności konstruktowania między sobą, bo w sumie, no tak, ale my też posiłkujemy się nazwami opublikowanego Sylmarillion, bo musimy na tym bazować, tak, że my między sobą spokojnie poradzamy, załatwiliśmy, a myślę, że potem ty będziesz sam w swoim środowisku władcy pieczcieni się obracą, prawda? Każdy ma jakąś swoją działkę, bo oczywiście są te nadrzędne nazwy, typu tytuły, poszczególnych opowiadań czy postaci.
To jest Sylmarillion, bo mamy bazę wszystkich dzieł z polskimi nazwami, z których korzystamy, no i to już jest odpowiedzialność każdego z nas, żeby to było dobrze zrobione. No może jeszcze powiem, bo jeszcze taka, no nie kłótnia, ale dyskusja, bo oczywiście my się nigdy nie kłócimy, to była ochłędnik. Rysiu chciał, żeby te dwa języki były jednak wyoddrabnione, a dla niego zdecydowało, że będzie tylko ta jedna forma. A z takich ciekawostek, związanych z tym filmem, tak jak już tu było w Pruszkowie, od razu dostałem po uszaniach się pokazała książka, pierwszy tom, ponieważ napisałem tytuł w rozdziału Skowanie Melka.
Więc gdzieś na którymś forum, wśróddzielniu, pojawił się od razu post, że ten publikujący przeszukał wszystkie słowniki i nie znalazł słowa Skowanie. Skąd w ogóle takie słowo? Skowanie Prometeusza, to jest oprac Rubensa i nie wiem czy teraz wymówię, to jest wiesz Achillstosa, Greka, właśnie pod tytułem polskim już. Skowanie. Także można starać się bardzo, ale i tak pewno część ludzi wyobraża sobie troszeczkę inaczej. Ja zawsze powtarzam, może to nie jest niezwiązane z tą książką, ale w ogóle z wszystkimi książkami, obrazami i muzyką, że w zasadzie twór artystyczny to nie jest książka, obraz czy muzyka, tylko interakcja pomiędzy autorem a odbiorcą.
Dlatego książka jest moim zdaniem zawsze lepsza od filmu, ponieważ film daje nam gotowe schmady, natomiast książka wyzwala pokłady. To mówisz o ekranizacji. Tak, dlatego książka wyzwala z nas pokłady wyobraźni. Autor nas tam jedynie kieruje w pewne strony i tak naprawdę żaden autor nie chce do końca opisywać dokładnie. Sam też pisze, dlatego że pozbawia czytelnika tej części, że on sobie w łóżku w nocy wieczorem przed snem pomyśle i wyobraża sobie jak idzie tą dolinką. To jest najpiękniejsza rzecz, jeśli chodzi o książki. Tak już zostało przedstawione w przedmowie do 6 tomu. Historia śródziemia to przede wszystkim notatki, szkice, pierwotne teksty, to niekiedy zapisane na serwetkach czy innych małych skrachach papieru.
To też pokazuje rozważania profesora w jaką stronę ta mitologia miała iść. Pytanie z waszej perspektywy tłumaczy, co stanowiło największe wyzwanie podczas pracy nad przekładem do historii śródziemia. To tak jak powiedziałam ta terminologia, bo tam jeszcze parę innych rzeczy. Proszę się nie śmiać, ale dla mnie jest to sprawa, największą trudnością sprawa techniczna. Christopher Tolkien potrafi napisać, że o tym ojciec napisał w Syrma Ileonie strona 15, to następuje cytat, oraz w niedokończonych opowieściach strona 36 i to następuje cytat. Więc ja muszę otworzyć angielską stronę Syrma Ileonu 15, znaleźć ten cytat po angielsku, zlokalizować, bo w polskim Syrma Ileonie przypisać bądź przekleić, podobnie z niedokończonymi opowieściami i tak jest w kółko.
Ja zamiast siedzieć i tłumaczyć, to ja siedzę i wątuję. Czasem fizycznie książkę, czasem szukając elektronicznie, no ale to po prostu strasznie wybija zbyt mu. A poza tym ja też nie mogę pomylić tego, a czasem się zdarza, że jakieś słowo to troszeczkę inaczej jest przetłumaczone, więc ten cytat nie jest dokładnie taki sam jaki powinien być. No po prostu groza. I wtedy trzeba podać przypis, że powinno być tak, a nie inaczej, albo że w polskim przykładzie jest tak i już dalej tego nie komentować.
No to jest trudne, a już nie mówię o tym, że właśnie teraz mnie czeka, znaczy w nas, nie, to jeszcze w tym tomie, kiedy Christof Artolki w trzecim, tak, podaje różne wersje z Syrma Ileonu napisanego w 26 roku. Znaczy jakieś tam przymiarki kolejne. No i wersja pierwsza brzmi powiedzmy tam jest 15 znań, wersja druga 16 znań, z czego połowa jest bardzo podobna, a połowa troszkę podobna. No więc ja muszę dokładnie te zdania drugie po prostu tak przerobić, żeby to dawało to stwierdzenie, że jest troszkę podobne albo bardzo podobne. To zajmuje mnóstwo czasu i właśnie dlatego mówiłam, że wydawało mi się początkowo, że nie wiem czy jest sens.
No ale w sumie wiele ludzi interesuje jak autor dochodzi do pewnej ostatecznej formy. No ale w sumie to jest ciekawe, natomiast no żmune. To znaczy ja mam to samo co koleżu Ranka, bo jak słyszeliście Państwo z samego pierwszego rozdziału jest kilka wersji, więc ja się zastanawiałem tak już rano, że a to ucznijmy odbić sobie nowego monitora, żeby podstawić pod spód miejsce na wśpisy. Bo czasami zdarza się, że na jednej stronie jest więcej przepisów niż treści. Ale co jeszcze takiego ciekawego jak do koleżanka mówi, że trzeba szukać, po prostu polega na szukaniu, a nie do końca zawsze można się zorientować czy to jest na pewno to. Jest jeden problem.
Powiedziałeś co zażyczyło sobie, że jeśli będą w tych moich tomach tłumaczone przeze mnie cytaty z Wodcy Pierścieni, to mają być korzystane z wydania Łuzińskiego poprawionego. Z tym, że jest jeden problem, sprawdziłem to później, zarówno Pani Maria, my, jak i moja żona, jak i Pan Łuziński tu wznaczyliśmy z różnych wydani. A te poza merytoryczną częścią książki stylistycznie się różnią. I znaleźć na przykład taki cytat, grający prawie czasami z cume. Tym bardziej, że patrzyłem niby o ostateczne wersje, ale u Łuzińskiego nie ma tego. U mnie jest coś podobnego, ale nie jestem pewien.
Porozmawiałem z redaktorem i powiedziałam, że w takim wypadku, ponieważ to są wersje, nie będę się osiłkował tłumaczeniami ani Pani Marii Skrydniewskiej, ani moich z wydania Amberu, czy Pana Łuzińskiego, tylko po prostu przy tłumaczeniu, jakby by na nogu. W ten sposób troszeczkę sobie ułatwię pracę. No i właśnie ja chciałam też powiedzieć, wersje angielskiej mamy do czynienia z jednym tekstem, czy może różnymi tekstami, ale jednego autora. Mamy władcę Bielszcieni, tutaj jest władca Bielszcieni, a po polsku mamy trzy władcy Bielszcieni, za czterech obity. No i ja się zinwalidam na szczęście. No więc właśnie, więc po prostu trudno jest. No ale czy owszem mamy teoretyczność, żeby usiłkować się wydanie, ja mi książek zyska.
Nam jest tez jakaś podstawa. No ale tak czy owak tych tekstów polskich jednak istnieje wiele i już to jest nieprzyjemne, powiedziałabym. Dla czytelników dla mnie jako dla czytelniczki to jest też męczące po prostu. Mogę coś dodać? Oczywiście. Prawdopodobnie, tak znając opinię po Silmarionie został wydany, ludzie mówili, że to jest dość ciężka pozycja. No to teraz jak to przeczytacie będzie cięższa, będzie jeszcze bardziej ciężka w zasadzie, ale pomyślcie sobie co my musieliśmy zrobić. Myślę, że to przełasta nasze śmieszne oczekiwania i wyobraźnię. Ok, to może jeszcze jedną taką, może to też nie jest tajemnicą. Jaki czas dostaliście od wydawca na przełożenie poszczególnych tomów? Jaki czas dostaliście? Na od wydawca. Przepraszam.
Ja dokładnie nie wiem, jakieś 3-4, nie no 5 miesięcy na książkę, 4 miesiące na książkę. To już nie bywa, bo na szczęście można czasem te terminy naginać. Na szczęście wydawnictwo jeszcze w międzyczasie parę innych rzeczy tolkinowskich wydaje, więc jakby nie będzie dużych przerw, ale po prostu termin z góry jakoś tam wyznaczony nie zawsze jest możliwy do dotrzymania.
Bo właśnie też ten mój pierwotny jęk na wiadomość, że wydawnictwo będzie to wydawało wziął się z tego, że to jest tam żółtna robota, a poza tym pewne rzeczy wychodzą dopiero w praniu, bo jak człowiek to czyta, no to świetnie, o, rzeczywiście skomplikowana rzecz, a jak się już do tego bierze, to naprawdę trudno ocenić ile to naprawdę zajmie czasu, a jeszcze głównie jest przez właściciela naprawdę rzucony termin i z tego się trzeba wywiązać, ale tu na szczęście jakoś tam elastyczność można zachować. W moim przypadku to tam pierwszy musiałem przetłumaczyć, w ciągu 3 miesięcy, to i tak lepiej, bo władcy pierścień jeden dom musiałem tłumaczyć w ciągu miesiąca także, to już był pełen luksus.
Jeśli chodzi o pozostałe tomy, to na szczęście nie mam terminu. Jak gdyby termin jest narzucony kolejnością wydań, a ponieważ mój też zaczyna się od 6, także mam jeszcze kilka tomów przede mną, więc spokojnie mogę sobie nie przejmując się terminami po prostu. Ważne, żeby tylko ten deadline dotrzymać, ale jakby dałem sobie radę w miesiąc z władcą pierścieni, no to z tym też sobie chyba dam radę. Super, z moim zdaniem to wszystko, bardzo dziękuję za ciekawe odpowiedzi. Teraz jest czas dla was, jeżeli ktoś ma jakieś pytania to proszę się zgłaszać, nasi goście będą opowiadać. Ja mam pytanie. Dziekuję bardzo.
To znaczy na pierw ogólne pytanie, kiedy spanowana w ogóle radycja w całości? Tutaj czy już jest jakiś termin? To znaczy od momentu kiedy poszł szok były pierwsze tom, zgodnie z zaleceniem, książki mają się ukazywać co 3 miesiące, ostateczne terminy jakie są to co 4 miesiące. To niestety nie jest sprawa zysku, tylko właściwie praw autorskich. Ja tutaj ogólną refleksję jeszcze, ponieważ tutaj jak wspomnieli państwo, no jest tutaj wielu tłumaczy. Ja sam prowadzę wielu tłumaczeń, ale nie wiem tutaj jednak to jest trudne. Właśnie zrobiłem, kiedy zlecę na przykład na nie tłumaczeń coś i wykonam czegoś, zlewują tylko niecierpliwie, ponieważ wiem, że są ogromne problemy z ks. starym do rodzin i tak dalej.
Czy zastanawia się państwo na tym, żeby na przykład jedna osoba tylko przetłumaczyła? Wiem, że to może mi się wydawać bardzo trudne, ale no w końcu weźmy przykład Uboja Żelinskiego, który poradził sobie siedmiu matowami poszukiwając na samym czasu, czy też przetłumaczył kamienie ludzka Mataka, prawda? Także czy było coś takiego możliwe? Żeby jedna osoba tylko przetłumaczyła, czy jest to możliwe? To znaczy może zanim koleżanka powie, bo ona powie o tej części powiedzmy tłumaczowskiej, ja powiem jedno, nie jest to możliwe, ponieważ warunki, które zostały postawiane nie dopuszczają, żeby jedna osoba dążyła w tych czasach. Nie chodziło czasu przede wszystkim, nie? Tak, no po prostu te książki mają się ukazywać w pewnym harmonogramie.
Jedna osoba, no wybaczcie państwo, ale nawet ja bym nie dał rady pociągnąć. No tak, jeżeli chodziło czasu, oczywiście to jest jasne. Ja miałem kiedyś propozycję z Amberu, żeby przetłumaczyć Ulissesa Joyce'a, zaproponowano mi trzy miesiące. Poprzedni tłumacz tłumaczył dziesięć lat. I tutaj jest, fizycznie po prostu jest to niemożliwe. Natomiast może koleżanka powie co ona tu sądzi? Czy byłoby idealnie, gdyby jedna osoba mogła to tłumaczyć? I do pewnego momentu tak mieliśmy Maria Skidniewska, prawda? No ale potem Maria Skidniewskiej zaprakła, książek zaczęło się noszyć, no niestety już, no rozmuło się to na wiele osób.
A gdyby jedna osoba to tłumaczyła, no to właśnie, no tak jak Cezary mówi, dziesięć lat na Ulisse za, na władcy, na, znaczy na tej historii śródziele ja rzuciłam dziesięć lat, ale to byłaby traca od rana do nocy, dzień w dzień i może niezbyt komfortowa, więc żeby to robić komfortowo, to właściwie by to było pół życia jednej osoby, ale rzeczywiście sytuacja była by idealna. Czy wytłumaczyły się Państwo, czy są może przykłady też na inny język? Gdyby zroby zroby z Niemieckiego, czy z Francjo-Skrięgiego, czy są takie przykłady? Są przykłady z tym, że cała Hisonia Home będzie pierwszym nieangielskojęzycznym pełnym wydaniu. Wiem, że nawet, że. . . Jest hiszpański, znaczy też, ale właśnie też niepełny, po hiszpańsku wyszło. .
. Węgierski chyba trzytony, no i Rosjanie, ale Rosjanie się nie przejmują prawami autorskimi, oni sobie tłuki te książki. Ale polskie będzie pierwsze pełne wydanie. Ktoś ma jeszcze pytanie? Ja tu może tak technicznie z tymi deadline'ami. . . Jak to wygląda z Państwa pracą? Czy da się tak technicznie standardowo osiem godzin dziennie? Czy jak często Państwo naginają do tych dwunastu, piętnastu na przykład dziennie? Czy da się w te osiem godzin standardowe przetłumaczyć deadline'em? To może ja. . . To znaczy w moim przypadku i w moim żonetarzu mamy trochę łatwiej, bo tłumaczymy dwójkę. Ale tak śmiesznie to trochę wygląda, bo podpisuje nam mowę, dostajemy pierwszą daliczkę. O, mam kupę czasu. Potem ten czas zaczyna się troszeczkę zmniejszać.
I nagle gdzieś tak w połowie człowiek zaczyna się wejść do biurka powiedzmy o ósmej, dziewiątej, a ja akurat na piętro, bo na piętrze mam telewizor, więc taki pokój główny, przychodzić na film o dwudziestej. Także bardzo często się zdarza. Natomiast jest jeszcze ten moment troszeczkę marwowy. Nie zawsze. Kiedy wydawnictwo wraca z powrotem do tłumacza tekstów po rebetarskich poprawkach. I wtedy przeważnie jest, ale już mamy mało czasu, tzn. najlepiej jakby to zrobić w jeden dzień. Ja to najchętniej bym usiadała. . . Znaczy jestem najszczęśliwsza jeśli siada w grana do komputera i wstaje o wieczorem od tolikina. Bo ja to po prostu strasznie lubię robić. Tłumaczenie jako takie mnie fascynuje, a jako tolikiniska.
Jeżeli mogę tłumaczyć tolikina, to chyba to ma większego szczęścia. Ale to właśnie potrafi zająć strasznie dużo czasu, bo np. z Kasią Staniewską czasem opracowujemy jedną, no może nie tyle zwrotkę, ale cztery wersy, które muszą być zachowane rytm i rymy, no więc ja coś tam proponuję Kasią Staniewska, mówi nie, lepiej byłoby taka. Wiesz, ale to słowo akurat może inne, byłoby lepsze i tak jak za zarazem mówi, trzysylowowe. Więc musimy ująć w innym miejscu. No więc ja już szczęśliwa udało mi się, udało mi się na przykład coś tam samotnych wzgórz. Wszystko ładnie pasuje na co Kasia mówi nie. Jedno sylowowe akcentowane słowa nie może być na końcu, więc musi być wzgórz samotnych.
No i tak w kółko, ale właśnie samo to jest fascynujące i to zajmuje mnóstwo czasu. Więc jak człowiek rano usiądzie i wieczorem wstanie, to wcale nie znaczy, że zrobił bardzo dużo. Znaczy ja może jeszcze powiem dodatkowo, nauczyłem się tej pracy, a trzydzieści lat tłumaczę, nauczyłem się jednej rzeczy, jeśli chodzi o czas. Fajnie tłumaczymy, ale potem przychodzi czas na poprawki. I nauczyłem się, że nie wolno robić więcej niż dwóch poprawek. Bo za każdym czytaniem wydaje mi się, że można by było to troszeczkę lepiej napisać.
Ale po tym trzecim poprawce, trzecim czytaniem, czwartym można przealignować po prostu i odejść z całkowicie od tekstu, bo w gruncie rzeczy ten pierwszy tekst, który nam się rzuca do głowy jest najlepszy, bo te późniejsze poprawki mogą więcej zepsuć niż pomóc. Dziękuję bardzo. Komuś przekazać? Czy ktoś jeszcze ma jakieś pytania? Nie widzę rząk. Dobrze, to w takim razie dziękuję bardzo serdecznie za wasze odpowiedzi, za to, że przyjęliście. Pozwolę sobie zacytować Froda Wagensa, który powitał o Elfu tymi oto słowami. Ellen Citalo, Benementiero, czyli Graza, przyjdzie za godziny naszego spotkania. Dziekuję. Brawa dla waszych gości.
A za chwilę będzie tutaj, wybacząc kontrolekcje, nasz trzeci koleś, pan profesor Michał Leśniewski, zraz na to, że fantomia komunakii, wręcz nie rozstała mi oświęć się swojej miejscu. Tak, będzie chwilę przed. Dzień dobry. Dzień dobry. .
Informujemy, że odwiedzając lub korzystając z naszego serwisu, wyrażasz zgodę aby nasz serwis lub serwisy naszych partnerów używały plików cookies do przechowywania informacji w celu dostarczenie lepszych, szybszych i bezpieczniejszych usług oraz w celach marketingowych.