TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Cześć! Pewnie już nie raz słyszeliście twierdzenie, że chłodzenie wodne zabija płytę. Główną, że jest przyczyną przegrzewania się komponentów na niej umieszczonych, no a zbyt gorąca sekcja zasilania to nie tylko lagi w grach. To także problemy ze stabilnością oraz realne skrócenie życia płyty. Więc czy zmiana na chłodzenie powietrzne w ogóle coś zmieni? A jeśli tak, to jak bardzo? Czy będzie to 5 stopni Celsjusza? Czy może bardziej 50? Wydaje Ci się, że wiesz? Spróbuj zgadnąć już teraz. Ankieta po Twojej prawej. Z tej strony Paweł i zapraszam do materiału. Ten materiał obejrzysz dzięki wsparciu platformy GVGmall. Jest to ogromny sklep specjalizujący się w kluczach do gier na PC, Xbox, PlayStation czy nawet Google Play. Zdobędziesz tu praktycznie wszystko.
Od kart podarunkowych do Steama, po oprogramowanie, pokroju Office'a czy Windows'a. Przestań przypłacać i już teraz odwiedź stronę. Link oraz kod zniżkowy na 20% odnajdziesz pod filmem w opisie. W tym odcinku obalamy mity dotyczące chłodzenia wodnego. Lub je potwierdzamy. Co wyjdzie, to wyjdzie. W każdym razie, jak zapewne wiecie, wśród nas jest mnóstwo oddanych fanów, którzy totalnie wielbią chłodzenia wodne. Czy to customowe, czy typowe, prostsze w instalacji, ale wciąż bardzo fajnie wyglądające Ayo. Inni z kolei nie uznają tego typu wynalazków i są zdania, że jak studzić procesor, to tylko powietrzem. Oczywiście, każde z tych rozwiązań ma swoje wymiary. Oczywiście, każde z tych rozwiązań ma swoje wady i zalety.
Nie ma co się oszukiwać, ale nawet dość prosty zestaw All-in-One wzbudza pozytywne wrażenia wizualne. Także sam fakt, że mamy radiator oraz pompę przetłaczającą ciecz przez blok umieszczony na procesorze brzmi po prostu cool. Ciecz w układzie ma też zwykle większą masę od bloku chłodzenia powietrznego. Co za tym idzie, charakteryzuje się wyższym współczynnikiem gromadzenia energii. Dzięki temu w przypadku chwilowych, krótkotrwałych wzrostów obciążenia procesora, nawet typowe A. I. O. zwykle gwarantuje wyższą kulturę pracy, bowiem nim cała ciecz się nagrzeje w układzie, musi minąć dłuższy moment. Czyli wentylatory mogą powolutku wkręcać się na obroty, nie drażając tak mocno ucha użytkownika. Większość powietrznych układów pozbawiona jest tego komfortu. Im mniejszy blok, tym mniej energii może on zgromadzić.
Skutkuje to tym, że gdy obciążenie procesora podskoczy, to i wentylator musi się momentalnie wkręcić na wysokie obroty po to, aby móc na bieżąco odprowadzać nadmiar energii cieplnej. Rzecz jasna, chłodzenia wodne nie są wolne od wad. Większa ilość ruchomych elementów sprawia, że i awaryjność wzrasta, i to całkiem znacznie. Popy mają to do siebie, że się psują, zużywają, a nawet przeciekają, ba! Cały układ w końcu wypełniony jest cieczą. Tuby czy radiator łatwo uszkodzić mechanicznie, a jak wiadomo, ciecz bryzgająca po płycie głównej czy spływająca po karcie graficznej to sytuacja mocno niepożądana.
Myślicie, że takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko? Otóż, statystyk takich nie ma, bowiem ciężko by było je prowadzić, ale mogę wam powiedzieć z własnego doświadczenia, że u mnie w pracy na, nazwijmy to służbowym komputerze Alienware Aurora R4, chłodzenie Ayo popuściło. Ot tak samo z siebie. Nikt komputera nie rozbierał, nikt nie katował, ot taka tylko praca biurowa. Pewnego dnia ciecz wypłynęła, wentylatory dostały max obrotów, a komputer się wyłączył. Na szczęście nic złego się nie stało, ale felerny Ayo został wymieniony na zwykłą dmuchawkę, która w 100% się spisuje do dziś. Niemniej dzisiaj zajmujemy się skrzynią, którą część z was na pewno dobrze kojarzy.
Płyta główna MSI Tomahawk B350 z procesorem Ryzen 1800X i tak, wiem, że pierwsza generacja Ryzena to już trochę o temat zamierzchły, ale wbrew pozorom problem tu występujący jest bardzo aktualny. Może nawet bardziej aktualny niż kiedykolwiek wcześniej, bowiem, bowiem wiele osób rozważa zakup Ryzena serii 3000, prawda? No cóż, nic w tym dziwnego. AMD w końcu dopięło swego i architektura Zen 2 świetnie się spisuje już nie tylko w aplikacjach użytkowych czy profesjonalnych, ale także pokazuje pazur w grach. Każdy, kto rozważnie podchodzi do hardware'owych zakupów, mocno bierze kandydaturę nowych Ryzenków pod uwagę. W zasadzie procesory serii 2000 można obecnie często spotkać w dobrej promocji. Są one łakomym kąskiem dla tych, którzy szukają świetnej okazji.
Pod górkę robi się dopiero na etapie wyboru płyty głównej. Cokolwiek na chipset'ie X570 jest drogie. A przecież nie każdy potrzebuje nowych bajerów, chociażby takich jak PCIe 4. 0, które przyczynia się też do zwiększonej energochłonności tego układu, ba! Nawet wiele osób oburzonych jest faktem posiadania na płycie głównej kolejnego małego wentylatorka, który po czasie może okazać się słabym punktem buildu lub źródłem zbędnego grzechotania czy wibracji. Zresztą głos ludu przemówił. Obadajcie ten filmik. Patrzcie na ten chłopak! Czekaj, aż widzisz. . . Nie, nie, nie, nie. . .
Dobrze, dobrze, ja wiem, że to tylko takie pośmiechujki, ale z finansowego, jak i akustycznego punktu widzenia jest wiele sensu w tym, żeby urwać z cennika kilka stówek i wybrać płytę na układzie B450 czy nawet B350. No okej, nikt dzisiaj B350 kupować nie będzie, zwłaszcza do mocniejszego Ryzena serii 3000, ale nie zapominajmy o tym, że AMD chwaliło się faktem utrzymania przy życiu platformy AM4 przynajmniej do 2020 roku z obietnicą bezproblemowego upgrade'u. Tym samym mnóstwo osób kupią swoją płytę głęboko wierząc w to, że bez stresu będą oni mogli wymienić sam procesor na znacznie mocniejszy. Jasne, w teorii brzmiało to cudownie.
Nawet większość producentów udostępniło aktualizację BIOS-u, które obsługują już Ryzeny z nowej serii, ale w tamtym okresie nikt nie spodziewał się poboru na tak wysokim poziomie. Owszem, procesory bazujące na architekturze Zen2 wykonane są w 7nm litografii, co gwarantuje o wiele wyższą wydajność, ale mocniejsze modele wciąż mają ogromny epetyt na energię i wsadzenie Ryzena serii 3000 do płyty z chipsetem B350, B450 czy X470 może ukazać niewydolność sekcji zasilania. Wysoka cena MOBAS-ów opartych na X570 wynika nie tylko z faktu, że jest to nowy chipset i ma dodatkowe features, ale również dlatego, że w większości wypadków sekcja zasilania, czyli tzw. VRM-y, są tam o wiele potężniejsze, gdyż, no cóż, płyty te zbudowane są już z myślą o 16-rdzeniowym i 32-wątkowym najmocniejszym z Ryzenów tej nowej serii, czyli 3000.
Niestety, tak rozbudowana sekcja z dobrymi komponentami mocno podnosi koszty produkcji, więc co zrobić w takim przypadku? Jak sobie poradzić z tym problemem? Dzisiaj właśnie będziemy ten temat badać, czyli najprościej to ujmując, motywem przewodnim odcinka jest zbyt słaba sekcja do zbyt prądożernego procesora. W moim przypadku jest to podkręcony Ryzen 1800X na płycie z chipsetem B350. W twoim przypadku może to być jakikolwiek inny procesor na jakiejkolwiek innej głównej. Może to być zarówno platforma AMD, jak i Intel, a to akurat nie robi większej różnicy. Już większe znaczenie ma obudowa, czy gdzie i jak poszczególne komponenty są rozmieszczone, ale do tego to jeszcze przejdziemy. Wspólnym mianownikiem jest tu niewydolność VRM-ów, doprowadzająca do ich przegrzewania.
W mojej skrzynce jeszcze do niedawna, gdy dobijały one 125°C powodowały wstronnik procesora, przez co ten obniżał mocno swoje zegary na kilka sekund, tylko po to, aby sekcja zasilania mogła złapać oddech. Sekundeł czy dwie później, gdy temperatura minimalnie spadała, sekcja znowu zaczynała pompować ogromne ilości energii do procesora. Gdy taka sytuacja występuje, to podczas grania doświadczyć możemy mocniejszych spadków animacji. Nie da się ukryć, że traci na tym płynność, jak i miodność rozgrywki. W zasadzie tak się działo jeszcze do niedawna. Obecnie, gdy próbuję przebić tę ścianę 125°C, to w tym samym miejscu pokazuje się zero. Następnie komputer się wyłącza, od tak po prostu. Nie jestem pewien, czy zmiana ta powstała wskutek degradacji, czyli zużycia materiału, czy jest to sprawka, a której z aktualizacji.
Tym samym na Ryzenie nie jestem w stanie pokazać wam, jak wygląda Throttling, chociaż dwa tygodnie temu jeszcze u mnie występował. W każdym razie zademonstruję to wam na mojej drugiej skrzynce. Jest to platforma oparta na AMD A10-787-0K. Procesor ten podkręca się jak marzenie. Standardowy zegar 3,9 GHz bez większego trudu daje się podnieść do 4,5. Silikonowa loteria wygrana, brawo! No ale co z tego, skoro i ta płyta główna także cierpi na niewydolność sekcji zasilania? No masz ci los. Robimy test i już po jednej minucie taktowanie procesora leci na łeb na szyję, aż do 1,6 GHz. Może taki spadek trwa tylko krótką chwilę, ale gdyby miał miejsce w czasie grania, zaowocowałby drastycznym spadkiem animacji.
Kontynuując test dalej, widzimy, że kolejny taki spadek występuje już nie po minucie, a po trzydziestu kilku sekundach. Sytuacja dalej się pogarsza i znowu spadek taktowania następuje tym razem po dwudziestu sekundach. Istna rozpacz i to pomimo wciąż akceptowalnych temperatur procesora, karty graficznej czy innych komponentów. Muszę wam powiedzieć, że aby na tym komputerze pograć chociażby w Assassin's Creed, niezbędne jest cofnięcie podkręcenia procesora. Assassin jest wymagającą grą dla CPU, a tym samym podczas grania wpada on throttling, co owocuje mega nieprzyjemnymi lagami. Co ciekawe, wiele osób w podobnej sytuacji nie jest świadoma tego, co się w ogóle dzieje. No bo przecież jak wielu graczy monitoruje temperatury sekcji zasilania? Siłą rzeczy? Chyba niewielu. Niby dość oczywistym jest monitorowanie wszystkich innych temperatur, ale VRM-ów już nie.
Przyznajcie się sami, ankieta w prawym górnym rogu. Ok, więc jak poznać, że za spadki wydajności odpowiedzialna może być sekcja zasilania? Tylko w teorii jest to proste, bowiem niby wystarczyłoby w narzędziu monitorującym dodać do wyświetlania temperatury VRM-ów i MOSFET-ów, szkopu w tym, że nie każda płyta te dane pokazuje lub nie są one nawet prawidłowo podpisane. W moim wypadku temperatura sekcji zasilania w HW. info widnie jako system. Ot tak po prostu, co może być odrobinę mylące. Niemniej sprawdziłem sekcję przy pomocy pirometru, porównując ją z tym, co pokazuje mi HW. info w tabeli system. Tak więc ja mogę mieć pewność, że ten czujnik odpowiada właśnie za VRM-y. No ok, ale co zrobić jeśli ty nie masz pirometru? Zbyt wielu danych w HW.
info lub nie czujesz się komfortowo grzebiąc w komputerze? Otóż istnieje inny i dużo prostszy sposób na zweryfikowanie tego, czy sekcja zasilania nie powoduje throttlingu. W Windows 10 wciśnij CTRL, Shift i Escape, aby wyświetlić menadżera zadań. Rozwin go, wejdź w wydajność. Tutaj możesz monitorować obciążenie głównych komponentów twojego komputera. Warto by było mi tu również zaznaczyć, że tak rozbudowany Task Manager dostępny jest tylko i wyłącznie w Windows 10. Jeśli dalej używasz siódemki czy ósemki, warto rozważyć przejście na dziesiątkę, dopóki dalej ta opcja jest dostępna. O tym jak bezpłatnie zaaktualizować system, dowiesz się z filmu umieszczonego teraz w karcie po prawej stronie. No ale idźmy już dalej.
Tak więc jeśli masz już to okno, to włącz tak proste narzędzie jak CPU Burner w aplikacji zwanej Furmark. Link do niej dorzucę do opisu. Kolejno wciśnij Start i obserwuj obciążenie procesora. Nie zaszkodzi otworzyć jeszcze jakiś program do monitorowania temperatur. Ja osobiście korzystam z HWinfo. Link do niego też dorzucę do opisu. Jeśli po pewnym czasie trwania testu dojrzysz z spadki taktowania na Windowsowskim wykresie, to nie wróży to niczemu dobremu i najprawdopodobniej występuje problem właśnie z sekcją zasilania. Gdyby twój komputer w czasie testu wyłączył się w niespodziewanie, to najczęściej wskazywałoby to na zbyt wysoką temperaturę procesora. Ten ma termiczne zabezpieczenie i gdy dojdzie do wartości ustalonych przez fabrykę, to wszystko się wyłączy. To tak z grubsza mówiąc i w większości przypadków.
Czasami niezbędna jest dokładniejsza analiza, ale jeśli masz pytania to śmiało pisz w komentarzach. Na pewno ktoś pomoże. No dobrze, ale ile mamy czekać? Tutaj zasada jest dość prosta. Czekasz do momentu aż temperatura się ustabilizuje i przestanie rosnąć. Wiadomo, że w przypadku chłodzeń wodnych dłużej, dla powietrznych krócej. Tak średnio pół do godzinki czasu. Chociaż jak sam widziałeś, gdy zapotrzebowanie na energię procesora jest zbyt wysokie, a płyta główna słabiutka to i nawet jedna minuta wystarczy. Dobrze więc, ale załóżmy, że czekasz nawet godzinę i nic złego się nie dzieje. Komputer działa, a taktowanie nie spada. Czy możesz być wtedy pewien, że wszystko jest na tip-top? Otóż niekoniecznie. Spadki zegarów czy brutalne wyłączenie następuje dopiero, gdy maksymalna przyjęta temperatura zostanie osiągnięta.
Dla mosfetów jest to 150 stopni Celsjusza, dla VRM-ów 125, przynajmniej najczęściej. Niemniej, jeśli twoja sekcja podczas obciążenia procesora będzie miała np. 110 stopni, to do throttlingu nie dojdzie, ale jej życie i tak będzie o jakąś połowę krótsze, niż gdyby dobijała maksymalnie do tych np. 90. Dlatego też warto zawsze powalczyć o niższe temperatury tychże komponentów, nawet wtedy, gdy nie jest to takie oczywiste. Tak więc do konkretów. Testowany Ryzen 1800X na stokowych wartościach doprowadza VRM-y maksymalnie do 90 stopni Celsjusza, co jest jeszcze wartością do przełknięcia, zważywszy, że wentylatory pracowały wtedy z komfortową, akustycznie prędkością obrotową, wynoszącą około 1150 obrotów na minutę. Nieprzyjemnie robi się dopiero po podkręceniu jednostki do 3,9 GHz.
Stwierdzenie, że mój Ryzen słabo się podkręca, jest już dość oklepane, więc tę informację uzupełnię, że aby utrzymać stabilne 3,9, napięcie musiałem ustawić na tłuściutkie 1,425 V. Takie nastawy naturalnie zwiększają prądożerność tej jednostki. Jak na fabrycznych zegarach było to w okolicach 130 W dla całości, wliczając to systemowy chip, tak po podkręceniu pełne zapotrzebowanie waha się w okolicach 170 W. Robi to zauważalną różnicę i nie mówię tu o rachunkach, a o ilości generowanego ciepa zarówno przez tę jednostkę, jak i sekcję zasilania, która musi zaspokoić ten wzmożony apetyt. Dla zainstalowanego pracującego na pełną moc Ayo nie robi to większego problemu, bo tutaj temperatura procesora nie przekracza 72 stopni, ale tak duże zapotrzebowanie na energię wprowadza sekcję zasilania w zakłopotanie.
Już zaledwie po dwudziestu kilku minutach trwania stres testu temperatura sekcji zatrzymuje się na 114 stopniach Celsjusza. No dobrze, ale test ten wykonany był na pełnej mocy wentylatorów. Ustawiając je na poziom mniej irytujący dla aparatu słuchu wciąż możemy cieszyć się akceptowalną temperaturą procesora, ale VRM już nie mają się z czego cieszyć. Chwilę po tym jak osiągają 124 stopnie, to przerywam test po to, aby nie marnować sprzętu. Weźcie sobie to do serca, zwłaszcza przy podkręcaniu. Mnóstwo osób wykonuje OC procesora, bo jest to dzisiaj bajecznie proste, ale przecież nie każdy zastanawia się, jaki będzie miał to wpływ właśnie na resztę komponentów. Jak widać, sekcja zasilania ma tu ogromne znaczenie.
Temperatury procesora nawet po podkręceniu wcale nie muszą być wysokie, aby doświadczać spadków wydajności, czy nawet doprowadzać do szybszej degradacji sprzętu, więc w jaki sposób dałoby się użyć sekcji zasilania. Pierwsze co powinniśmy rozważyć, to możliwa słaba wentylacja wewnątrz obudowy. Obecnie panuje moda na szkło, lecz pozapychane fronty bez odpowiednich otworów wentylacyjnych to najczęstszy grzech ładnie wyglądających buildów. Jak widzicie ta, którą ja używam, jest całkiem pokaźnych rozmiarów. Jest to cooler Master H500P Mesh i ten dopisek Mesh jest tu bardzo ważny. Wersja ta jest jedną z najlepiej wentylowanych skrzynek, jakie możecie sobie wymarzyć, więc ona na pewno nie stanowi przyczyny problemu. Wewnątrz jest mnóstwo przestrzeni, obudowa jeścicha i w ogóle cuda na kiju. Jak by was ciekawiła, to jej pełną recenzję możecie zobaczyć u mnie na kanale.
Link w karcie w prawym górnym rogu. Tak więc w kwestii obudowy wiele lepiej już się zrobić nie da. Co następne? Nic innego jak wiejski tuning radiatorków, które producent zamieścił na sekcji. Kupujemy specjalistyczną dwustronną taśmę termoprowodzącą oraz radiatorki. Im większe tym lepiej. Jeśli jesteś w stanie wizualnie zaakceptować coś takiego, to dobrze. Ja jakiś czas temu w ramach testu skusiłem się na od takie dość nieduże. Pozwolimy mi one zejść o jakieś 15 stopni, jednak było to jeszcze za czasu, gdy siedziała tutaj karta GTX 1060. Od momentu wsadzenia RTX 2080 Ti stosunki, nazwijmy to, się ociepliły. Tym samym radiatorki te są już po prostu niewystarczające.
A co z chłodzeniem procesora? No cóż, od zawsze słyszy się o tym, że chłodzenie typu all-in-one jest powodem przegrzewania się sekcji zasilania. Ciecz odprowadza energię ciepną z bloku wodnego na procesorze tubami do radiatora. Ten wraz ze swoimi wentylatorami zwykle jest umieszczony z przodu lub na górze obudowy. Tym samym wokół wspomnianej sekcji nie ma większej cyrkulacji powietrza. Na chłopski rozum teoria ta oczywiście ma sens, ale czy zmiana na chłodzenie powietrzne rzeczywiście rozwiąże problem, aby móc odpowiedzieć na to pytanie sprawdzimy nie jedno, a dwa i to nie byle jakie chłodzenia. Zacznijmy od modelu Fryzen, który trafił do moich testów prost od Deepcool. Co jak co, ale nie jest to jakiś nudny wentylator.
Już nawet samo pudełko daje dość unikalne wrażenia z unboxingu. W pudełku tym odnajdziemy. . . no cóż. . . drugie pudełko, lecz nie lękajcie się o półniesieniu pokrywy drugiego naszym oczom ukazuje się wreszcie pożądana zawartość. No i trzecie pudełko. Odnajdziemy w nim zestaw montażowy do podstawki AMD, w tym także do TR4, kable, pastę termoprowodzącą, jest tu także instrukcja, no i oczywiście cooler. Pomimo jednego 120-milimetrowego wentylatora jest to prawdziwe monstrum ważące niespełna 1,2 kg. To jakieś 300 g więcej niż cały pełnoprawny minikomputer, którego testowałem jakiś czas temu na kanale, no ale to tak tylko w ramach podkreślenia skali o jakiej tu mówimy.
Niestety tylko rzucić okiem na podstawę Fryzena i od razu wiadomo, że mamy tu do czynienia z ponadprzeciętnym wyczynowcem, tak jest. Ten punkt styku w pełni pokrywa nie tylko wszystkie standardowe sokety, ale także podstawkę TR4. Jeśli jest on w stanie ostudzić Threadrippera, to mój Ryzen nawet po ocenie powinien dla niego stanowić większego problemu. Fryzen zbudowany jest naprawdę solidnie, a jego wygląd przyciąga oko. Z przodu znajduje się gruba, metalowa rama, której zadaniem jest chyba tylko trzymanie adresowanego RGB. Ten X-Sig zajmuje blisko 20% przestrzeni wlotowej. Aczkolwiek producent twierdzi, że łopatki wentylatora zbudowane są w ten sposób, że powinny cechować się dwukrotnie wyższym ciśnieniem statycznym, a tym samym stylowy X-Sig nie powinien mieć większego wpływu na osiągi chłodzenia.
W temacie RGB jest nawet bardzo dobrze. W tej klasie oczywistym jest to, że oświetlenie współpracuje z większością producentów płyt głównych, dzięki czemu z łatwością możemy synchronizować oświetlenie z resztą naszego systemu. Niemniej wśród załączonych akcesorów znajduje się dedykowany, dość zaawansowany kontroler. Na pewno bardziej zaawansowany niż ten na budżetowej płycie MSI. Mamy tutaj 5 ciekawych efektów świetlnych z 36 trybami. Naprawdę jest w czym wybierać. Grill wentylatora świeci odpowiednio jasno, natomiast grzbiet już odrobinę dyskretniej. Wydaność produktu Deepcool porównamy z konstrukcją dostarczoną do testu przez Cooler Master. Ta przynajmniej na papierze wydaje się mieć znacznie więcej sensu. Master R cechuje się na pewno jeszcze większą powierzchnią dawania ciepła i wyposażony jest w dwa 120 mm wentylatory.
Tak samo jak Fryzen, posiada on również 6 ciepowodów, tylko że te odbierają ciepło bezpośrednio na siebie. Jak możecie zauważyć, rurki są spłaszczone i wypolerowane w miejscu styku z IHS-em procesora, a do tego ulokowane są jedna przy drugiej. Fryzen ze względu na kompatybilność z podstawką TR4 ma je znacznie oddalone od siebie i oddziela je innym materiał jak i spory dystans. Taki ponosi się korzyz za uniwersalność Fryzena. Cooler Master podszedł do tematu od innej strony. Testowany model to MA620P współpracujący ze wszystkimi, nazwijmy to normalnymi socketami. Z kolei bliźnia czy model MA621P jest prawie tym samym produktem z tym, że jego baza jest szersza, a tym samym przeznaczona dla thread reaperów.
Na przewagę Master era przemawia także fakt, że nie posiada on niczego, co mogłoby zmniejszyć lub zaburzyć zasysanie powietrza frontem. Jakby tego było mało, to jest on o jakieś 50 złotych tańszy. W teorii więc chłodzenie Cooler Master powinno być wydajniejsze, za mniejsze pieniądze, chociaż wstrzymajmy się jeszcze przy tym osądem i poczekajmy co pokażą rezultaty testów. Póki co wiem tylko tyle, że to produkt Deepcool wizualnie odpowiada mi o wiele bardziej. A jak wygląda Master Air to chyba każdy widzi. Jest ok, tak zwanie robi robotę, ale nie ma na czym się tu emocjonalnie rozpływać.
Co prawda też odnajdziemy tutaj adresowane RGB współpracujące z większością producentów płyt głównych wraz z załączonym kontrolerem, ale ogólnie ten design jest trochę industrialny i samo wykończenie mogłoby być ciekawsze. Na pewno też mam wrażenie, że u góry brakuje jakiegoś klipsu czy ala zaczepu czegoś, co trzymałoby obydwie strony ciepłowodów ze sobą. Rozumiem, że nikt nie powinien się z tym szarpać, ale jednak jakoś to dziwnie wygląda. Dlatego też pod względem estetycznym zdecydowanie bardziej przymawia za mną Fryzen. Chyba, że to tylko ja tak mam. Kliknijcie w ankietę i podzielcie się swoją opinią, który według was Cooler wygląda lepiej. Ile więc za te cacka? Za propozycję Cooler Master media markt liczy sobie blisko 330 zł.
Z kolei przy zakupie Fryzena należy się pogodzić z wyższym kosztem wynoszącym 389 zł. Gdyby ceny się zmieniły to w opisie przygotowałem dla was aktualne linki. W każdym razie nie da się ukryć, że obydwa Coolery należą do segmentu wyższego, ale przecież jeśli porównywać chłodzenie powietrzne do wodnego, na to przecież wypada, aby były one w podobnych okolicach cenowych. Przecież nie weźmiemy czegoś za 30 zl. Byłoby to mocno nieadekwatne. Znaczy czas więc na ich instalacje. Producenci obydwu wentylatorów dorzucają do pudełka pastę termoprzewodzącą, lecz w ramach zachowania w miarę możliwie identycznych warunków testowych zastosowałem pastę Thermal Grizzly Cryonaut, czyli tę samą, która znajdowała się w zainstalowanym chłodzeniu Ayo.
Na czas trwania testów obudowa pozostała zamknięta, a jej wentylator ustawiłem sztywno na 75% prędkości obrotowej. Zarówno te dwa 200mm na froncie, jak i 120 na tyle. Instalacja Fraizena jest prosta jak budowa cepa, przynajmniej do pewnego momentu. Na plastikowym backplate podpisane są poszczególne otwory. Do tych właściwych wkładasz śrubki, następnie przykładasz ją do płyty i z drugiej strony przyłapujesz nakrętkami zważając na to, aby podkładka była skierowana do PCB. Nawet przeszkolak by sobie poradził. Heca zaczyna się dopiero po zdjęciu ochronki i posadzeniu radia tora z IHS-em procesora. Weź to człowieku teraz przykręć. Nie mając bardzo długiego śrubokręta zmuszeni jesteśmy użyć powierzonego kluczyka. Z góry nie było to takim problemem, ale z dołu nie obeszło się bez wyjmowania karty graficznej.
No i to przekręcanie niziutkiej śruby kluczem o milimetrowej grubości. Oczywiście jak nie będziecie musieli nagrywać tego procesu to będzie Wam łatwiej, ale tak próbując nie zasłaniać obiektywu i trafiać na wyczucie to istna abstrakcja. No ale nie jest aż tak źle i da się to zrobić, z tym że taka gimnastyka zajmuje kilka dodatkowych minut. Jednak to wszystko to nic w porównaniu z Master Airem. Zastosowano tutaj kilka dziwacznych patentów, przez co aby go złożyć musiałem zajrzeć do instrukcji, no ale udało się. Początkowo zainstalowałem chłodzenie ze zdjętym frontowym wentylatorem, gdyż minimalnie zawadzał on o kości pamięci RAM. Zabrakło tu dosłownie jednego milimetra.
Producent najwyraźniej przewidział taką możliwość, bowiem w zestawie załączył on dodatkowe druciki na wypadek, gdybyśmy byli zmuszeni ten z przodu założyć na tył. Więc za to spory plusik. Natomiast sama kwestia montażu wentylatorów na drucikach ma to do siebie, że zawsze można coś odrobinę podgiąć lub po prostu przesunąć. Tak więc na stojącym już bloku założyłem przedni wentylator z tym, że minimalnie wyżej i jak widać tragedii nie ma. Tym razem oświetlenie podłączyłem do wspólnego kontrolera od płyty głównej, dzięki czemu wszystko bardzo ładnie się komponuje. Już za chwilę pokażę wam tabelę z wynikami, jak radziły sobie obydwa wentylatory na tle chłodzenia wodnego, lecz dla każdego z wyników zobaczycie po dwie wartości. Pierwsze w tabeli wykonane pomiary są na komfortowych akustycznie na stawach wentylatorów.
Z kolei jako drugie maks obrotu w tyle ile dała fabryka. I tak oto przedstawiały się wyniki na podkreślam nie podkręconym procesorze. Takich rzeczy chyba nikt się nie spodziewał. Osobiście byłem święcie przekonany o prawdziwości twierdzenia, mówiącego o tym, aby to właśnie chłodzenie wodne było przyczyną wszystkich nieszczęść tego świata. No dobrze, lub chociaż przegrzewających się VRM-ów. Jak się okazuje, guzik prawda. Przynajmniej nie w każdym przypadku. Zaskakujące jest to, że Master Air na średniej prędkości obrotowej był w stanie zapewnić o wiele lepsze warunki chłodzenia sekcji, aniżeli konstrukcja od Deepcool. Te 15 stopni może przerodzić się na znacznie dłuższy okres życia płyty głównej. Zerknijcie teraz na wyniki na podkręconym procesorze. Przyznam, że dla mnie jest to totalne zaskoczenie.
Cały koncept pracy nad tym filmem zaczął się od mojej chęci obniżenia temperatur sekcji. Miałem taką cichą nadzieję, że uda mi się tu wsadzić coś z nowej serii Ryzenów. Przecież internety aż huczą o tym, że chłodzenie powietrzne to jedyna słuszna droga. No ale jak widać, te twierdzenie możemy sobie wsadzić między bajki. A dokładne testy są i tak koniecznością. Ogólnie rzecz biorąc, Ryzen był dla mnie największym tutaj zaskoczeniem. Sam nie wiem czego się po nim spodziewa, ale na pewno nie tego, że przy wyciu na maksymalnej prędkości obrotowej wiarymy dojdą do temperatury krytycznej.
Produkt Cooler Master radzi sobie już znacznie lepiej i nie tylko bardzo dobrze chłodzi procesor, ale też gdzieś tam zmusza powietrze do większej cyrkulacji w okolicach sekcji zasilania. Nawet godzinny stres test na założony Master Airze nie był w stanie doprowadzić do throttlingu czy brutalnego wyłączenia się komputera. Tak więc moje kongracy, ale dlaczego tak się dzieje? Skąd się bierze taka różnica? Zanim wykonałem te wszystkie testy wydawało mi się, że to Fryzen zapewni niższe temperatury sekcji, bowiem nie zasłania on jej tak mocno i powinien coś tam mocniej na nią dmuchać. Teraz mając przed sobą te wszystkie wyniki można zastanawiać się nad tym, dlaczego wyszło tak, a nie inaczej. No i chyba miałoby to sens, bowiem popatrzcie na Fryzena z boku.
Spora część jest zabudowana. Od strony wentylatora mamy plastikową nakładkę, która blokuje, aby powietrze nie uciekało na boki. Trochę dalej znajduje się aluminiowa płytka z logiem, która też dba o przepychanie powietrza niemal do samego końca żeberek. Teraz rzuć okiem na Master Aira. Konstrukcja mniej zabudowana, a tym samym powietrze się, że tak powiem, rozłazi wszędzie na boki. Zarówno za pierwszym jak i drugim wentylatorem. Najprawdopodobniej to właśnie w tych wyciekach chłodnego powietrza należy upatrywać powodu lepiej schłodzonych VRM-ów. Aczkolwiek chyba się ze mną zgodzicie, że to wciąż daleko od pożądanego ideału. I z takimi temperaturami nie ma co liczyć na długie lata spędzone ze sprzętem.
Tak więc czy jedyną słuszną drogą jest wyprócie się z ogromnych pieniędzy na przyzwoitą płytę? Odpowiedź brzmi tak. O ile zależy ci na niezaburzonej stylistyce twojego buildu. Lecz jeśli design nie jest twoim priorytetem, twoja obudowa nie jest przeszklona lub po prostu nie przejmujesz się jak to będzie wyglądało, to zawsze istnieje opcja wykonania niezbędnych modyfikacji i ulepszeń w zgodzie z teorią byle jak aby działało. Niezbędny jest jakikolwiek wentylator. Ja mam taki stary, pięciopinowy od Dela, ale działa na normalnym konektorze i wręcz perfekcyjnie pasuje w przestrzeń pomiędzy blokiem Freisena a tyłem obudowy. No skoro z tych wszystkich chłodzeń to Freisen zapewnia najniższe temperatury procesora, to zrobiłem z niego super hybrydeł.
Można sobie regulować wysokość, wszystko się trzyma solidnie i bezpiecznie. Żartobliwie powiem, że prawie jak z fabryki. Świecąc jasnym światłem prosto w obudowę to owoc mojej pracy wygląda jak wygląda, czyli tak, że lepiej odwrócić wzrok. No ale w normalnych warunkach oświetlniowych w ogóle nie widać poczynionych modyfikacji. Czy owe druciarstwo się opłaciło? Spójrzcie tylko na to. Wzrok was nie myli, tak jest. Prawie 40 stopni różnicy to nie przelewki i śmiało mogę rzec, że modyfikacja była tego warta. Wentylator, który dodałem to też nie jakaś żadna wyjąca rakieta. Jest on tak naprawdę najcichszym kręciołkiem z całego zestawu. No i jak widać takie rozwiązanie okazuje się być najprostszym i najbardziej skutecznym rozwiązaniem problemu. Chociaż pozostaje też jeszcze jedna opcja.
Mianowicie wybór chłodzenia dmuchającego wprost na płytę główną. Taka konstrukcja równocześnie studzi procesor i sekcję. Jednak wachlarz tego typu urządzeń jest bardzo wąski i dla większości kojarzy się z low-endem, zdolnym okiełznać co najwyżej słabą i trójkę. Aczkolwiek nie brakuje też takich bardziej przypakowanych. Czego się więc dzisiaj nauczyliśmy? Na pewno tego, że mit o bezapelacyjnej wyższości chłodzeń powietrznych nadwodnymi, przynajmniej w kwestii chłodzenia sekcji zasilania, to tylko mit. W teorii owszem, brzmi obiecująco, ale w praktyce dochodzi mnóstwo czynników mających wpływ na prawdziwość lub nieprawdziwość tej tezy. No i jak widać szczelne chłodzenia strumieniące powietrze tylko przez swoje rzeberka mają negatywny wpływ na temperatury pozostałych elementów płyty głównej.
Z kolei niewielkie rozmiary bloku wodnego pozwalają na to, aby nadmiar ciepła sekcji odbierany był przez obieg powietrza wymuszonego przez dobrze wentylowaną obudowę. Więc tym filmem dowodzimy, że nic nigdy nie jest tak łatwe jak mogłoby się wydawać i przed zakupem chłodzenia musimy mocno tę kwestię rozważyć. Na pewno obydwa testowane chłodzenia powietrzne mają swoje mocniejsze jak i słabsze strony. Fryzen, choć mniejszy od Master Era, ma ogromny potencjał w chłodzeniu procesora, ale jak widać nie ma co go łączyć z płytą wypasażoną w słabiutką sekcję zasilania. No chyba, że nie masz nic przeciwko dodaniu kolejnego, nawet małego i wolnego wentylatora nad VRM-y. Master Era to jest dość zbalansowanym wyborem.
Świetnie chłodzi procesor i przy okazji uraczy świeżą bryzą sąsiedztwo, w którym przebywa. Niemniej jeśli zależy ci na trwałości twojego sprzętu to monitorowanie lub chociaż i jednorazowe sprawdzanie czy VRM-y dają radę powinno należeć do obowiązkowych czynności każdego fana PC-tów. A jak ten temat wygląda u ciebie? Czy również masz problemy z sekcją, o których nie byłeś wcześniej świadom? Czekam na komentarze. Cześć, to jeszcze raz ja, ale tym razem obiecuję tylko na momencik. Po pierwsze, chciałbym wam serdecznie podziękować, że zostaliście do samego końca, bowiem ja wiem ten odcinek był znacznie dłuższy niż wstępnie nawet ja planowałem. Ale ten temat, no mi się wydaje, że po prostu tego wymagał.
Po drugie, wszystko to co tutaj robiliśmy naprawdę weźcie sobie głęboko do serca, bowiem jak widzicie w tym momencie montuję czy też od połowy montowania tego filmu jestem zmuszony robić to na platformie wyposażonej w A10 7. 8. 7. 0k oraz 8GB RAM-u. No nie jest to demon prędkości montowań, naprawdę tego odcinka to jest prawdziwy ból. Zapytacie dlaczego? Otóż jeżeli podejdziemy tutaj, widzicie, że za mną stoi druga skrzynka. Jest to oczywiście komputer na którym wykonywałem większość testów. Jest to Ryzen 1800X wyposażony w płytę główną Tomahawk B350. No i niestety płyta główna po prostu odmówiła posłuszeństwa, strzeliła, szlak ją trafił, kopnęła w kalendarz.
Wszystko przez to, że wykonywałem tak wiele testów to było wiele godzin wygrzewania na tych różnych chłodzeniach, nagrywania całego throttlingu, który doprowadził płytę główną do rychłej śmierci w trakcie montażu. Oczywiście, gdyby nie te testy to zapewne ona by jeszcze mogła działać wiele lat, wiele miesięcy, nie wiem ile tak naprawdę. Natomiast ja w mojej normalnej pracy, w normalnym graniu oczywiście nie doprowadzałem tej płyty głównej do 125 stopni, przynajmniej starałem się tego nie robić. Tym samym przez ten odcinek zmuszony byłem zakupić kolejną płytę główną i za chwilę już będę ją tutaj przyrzucał. Tak więc zwracajcie uwagę na temperatury sekcji zasilania.
Jeżeli te temperatury będą za wysokie to oczywiście dodajcie wentylator, zwiększcie moc czy też prędkość obrotowo wentylatoru w obudowie czy zróbcie cokolwiek aby sekcja zasilania się tak mocno nie męczyła. Ponieważ może się to skończyć tak jak w moim przypadku, czyli nie światełkiem w tunelu tylko ciemnością w tunelu, która stoi dokładnie tutaj. Mam nadzieję, że pomogłem. Jeśli tak oczywiście kliknijcie łapkę i na razie. Do zobaczenia w następnym odcinku. Trzymajcie się, hej!.