TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Czy telefon ze Snapdragonem, 3GB m. 5 RAM oraz podwójnym aparatem może być naprawdę dobry i tani? Sprawdźmy to. Ja mam na imię Paweł, a ty oglądasz kanał Techmania HD. Serdecznie zapraszam do testu oraz recenzji Lenovo K5 Play. Opiekunka z telefonem Opakowanie, w którym otrzymujemy telefon nie odbiega od dzisiejszych standardów. Małe, białe, dość minimalistyczne. Dwie plomby zabezpieczają pudełko przed nieautoryzowanym dostaniem się do jego wnętrza. Na samym wierzchu widzimy telefon, który na razie odłożymy na bok. Za to pod pierwszą pokrywką znajduje się pokrowiec wraz z instrukcją. Zawsze oceniam pozytywnie gest dorzucenia nawet takiej podstawowej formy ochrony nowego telefonu.
Jest ono wykonane z elastycznego tworzywa sztucznego i choć może nie zabezpieczono upadku urządzenia z większych wysokości, to jest to już coś, co otrzymujemy gratis na start pierwszego dnia. Wygląda ono dobrze, ma wycięcia tam, gdzie trzeba i skutecznie ochroni przed złapaniem większości możliwych rys. Chociaż jeśli telefon miałby używać ktoś z dziurawymi rączkami, to warto dokupić coś konkretniejszego za kilka dodatkowych złotych. Linki też będą oczywiście w opisie. Wewnątrz odnajdziemy kabel microUSB, ładowarkę oraz tak zwany SIM-tool służący do wysunięcia szufladki na karty. Czas wyjąć telefon z folii i od razu widzimy, jak jego tył pięknie błyszczy w blasku połyskującego światła.
Aczkolwiek nie ma po co się tak tutaj jeszcze bardzo cieszyć, gdyż nie jest to szkło, a wypolerowany plastik. Ten jak wiadomo łatwo się rysuje, dlatego też wspomniana ochronka może się naprawdę przydać. Producent nie zdradza szczegółów na temat szkła hartowanego, jakie zostało tu wykorzystane. Ale nawet po kilku tygodniach mój egzemplarz nie dorobił się ani jednej ryski, więc na pewno nie jest ono złe. Testowana sztuka przywędrowała do mnie prosto z Chin, dlatego też przywitały mnie zgrabne płotki krzaczki. Lecz nie lękajcie się. Listu wystarczy rozwinąć i wybrać język polski. Reszta idzie jak po maśle.
Jesteśmy proszeni o włożenie karty SIM, podanie hasła do Wi-Fi i telefon zadaje nam pytanie o to, czy nie chcemy przypadkiem przenieść wszystkich naszych danych z innego telefonu z Androidem. W strachu wierzyć, że kiedyś trzeba było zarezerwować pół dnia na przepisywanie książki adresowej. Na szczęście czasy się zmieniły. Po zakończonym procesie przenosin możemy się bliżej przyjrzeć smartfonowi. Zacznijmy od ekranu. Mamy tutaj panel wykonany w technologii IPS o rozdzielczości 1440x720 pikseli. Na ekranie o przekątnej 5,7 cala pojedynczego piksela gołym okiem nie ujrzymy. No chyba, że przybliżymy nos na jakieś 20 cm do ekranu. Dopiero wtedy są one widoczne, ale to i tak głównie przy zaokrąglonych krawędziach ikonek. Według mnie ważniejsze od samej rozdzielczości są kąty widzenia oraz jasność.
Tutaj jest z kolei bardzo dobrze. Odchylając urządzenie nawet do ekstremalnych kątów, wszystkie wyświetlane elementy dalej są dobrze widoczne. Kontrast i kolor nie ulegają zbyt dużej zmianie. Maksymalna jasność także dochodzi do zadawalających wartości, dzięki czemu używanie go na zewnątrz nie powinno stanowić problemu. Nad ekranem znajduje się malutka dioda powiadomień. Czujnik pomiaru jasności pomieszczenia oraz 8-megapikselowa kamera do selfie. Jeśli chodzi o same ramki, to są one jak najbardziej do zaakceptowania, zwłaszcza, że jest to budżetowy model. Obracając urządzenie widzimy podwójny aparat. Główny o rozdzielczości 13-megapikseli o dość szerokim kącie widzenia oraz uzupełniający telobiektyw z 2-megapikselową matrycą. Tuż obok lampa doświetlająca, a poniżej, w odpowiednim miejscu, znajduje się czytnik linii papilarnych.
Ten jest całkiem sprawny i tylko kilka razy zdarzyła mi się sytuacja, aby ten nie rozpoznał za pierwszym razem mojego odcisku. Producent chwali się tym, że do rozpoznania potrzebuje on zaledwie 90 milisekund. Może i jest to prawdą, bowiem wystarczy w niego puknąć, a telefon zostanie odblokowany. Problem tylko w tym, że na zaświecenie się ekranu potrzeba około sekundy od tego, powiedzmy, puknięcia. No ale i tak jest to znacznie szybsze od wpisywania hasła czy przeciąganie symbolu. Tak jak zdążyłem już wspomnieć wcześniej, tył wykonany jest plastiku o wysokim połysku. Każe dotknięcie tłustymi łapkami jest brutalnie widoczne, przynajmniej na czarnej powierzchni. Całe szczęście K5 Play dostępny jest też w kolorze złota oraz błękicie.
Na tych dwóch wszelkie ślady palców nie powinny być już tak mocno widoczne. W dolnej części plecków naniesione zostało srebrne logo producenta w towarzystwie płotków i krzaczków. Niektórym może to przeszkadzać, choć jak dla mnie jest jak najbardziej ok. Przechodząc do dołu widzimy głośnik. Gra on wystarczająco głośno i czysto. Nazwyczajny on nie jest, ale spełnia swoje zadanie. Dalej jest port micro USB, mikrofon oraz coraz rzadziej już spotykany mini jack. Po prawej stronie znajduje się przycisk głośności oraz dobrze wyczuwalny, bowiem mocno teksturowany klawisz blokady. Na lewej stronie jest wysuwana szufladka na dwie karty SIM. Świetnie, w przypadku jeśli chcemy mieć na przykład dwa numery telefonów.
Lenovo K5 Play posiada wbudowane 32 GB pamięci, co w zupełności powinno wystarczyć na wszelkie aplikacje czy nawet gry. Jednak gdyby ilość ta okazała się z jakiś powodów niewystarczająca, to w miejsce drugiej karty można wrzucić micro SD o maksymalnej pojemności do 128 GB. Skoro powiedzieliśmy sobie już o pamięci, to warto poruszyć także i pozostałe elementy sprzętowe. Sercem urządzenia jest ośmordzeniowa jednostka Snapdragon 430 i choć należy ona do rodziny budżetówek, to w połączeniu z 3 GB pamięci RAM radzi sobie nawet całkiem dobrze. Przez większość czasu pracuje się na nim dość płynnie i sprawnie. Owszem, zdarzają się lekkie lagi czy przycięcia animacji, zwłaszcza podczas multitaskingu, ale proszę, zwróćcie uwagę na to, że ten telefon kosztuje jedynie około 450 zł.
Powiedziałbym nawet, że bardzo brzydko byłoby wytykać, że nie zasuwa on równie szybko co flagowiec za 3,5 tysiaka. No może i byłoby miło, ale 430 w codziennym użytkowaniu radzi sobie całkiem nieźle. Zwykle korzystam z flagowca wyposażonego w układ Snapdragon 835, ale na cały czas pracy na tą recenzję opozostawiłem go nieużywanego w domu. Te kilka tygodni spędziłem z K5 Play i choć niższa wydajność dawała się czasem odczuć i zauważyć, bo nie twierdzę wcale, że nie, to nie powodowało to we mnie jakiegoś wewnętrznego bólu czy cierpienia. Innymi słowy to o ile nie jesteś hardcorem to będziesz zadowolony, no mając jeszcze tam gdzieś z tyłu głowy jego cenę.
No dobrze, ustaliliśmy już, że Snapdragon 430 nie jest najwydajniejszym układem na świecie, ok, ale jakiej wydajności możemy się spodziewać w grach mobilnych? Otóż pozwoliłem sobie włączyć grę z jednoczesnym oglądaniem YouTube w mniejszym oknie. Może nie jest to jakiś benchmark sprawdzający wydajność podzespołów do granic możliwości, ale realnie pokazuje zdolności w praktycznym wykorzystaniu urządzenia. No i jak widać, w tym przypadku jestem w stanie grać w moją ulubioną grę przy jednoczesnym słuchaniu i zerkaniu na okno YouTube'a. Jak widać, i gra i sam filmik otwarzane są bez lagów. Choć Hill Climbing 2 daje mnóstwo frajdy z gry, to nie można powiedzieć, aby była to najbardziej wymagająca pozycja dostępna na Google Play.
Dlatego też sprawdziłem jakże popularny i dość obciążający tytuł, którym jest PUBG Mobile. Choć nie jestem fanem tego typu gier, to po sparowaniu z GamePadem, który de facto ułatwi mi rozgrywkę, miałem naprawdę całkiem sporo frajdy. Udało mi się ustrzelić nawet wielu innych amatorów, co było doprawdy urocze i pozwoliło mi uwierzyć w moje możliwości. Ale do rzeczy. Gra choć wymagająca przez zdecydowaną większość czasu chodziła płynnie. Ilość klatek na sekundę w zupełności wystarczyła do zabawy z innymi graczami. Jedynie od czasu do czasu zauważalny był stuttering, ale to głównie na początku nim gra jeszcze w pełni wczytała wszystkie swe tekstury do pamięci RAM. Większe przycięcia odczuwałem w momentach, gdy przychodziły do mnie wiadomości e-mail, czy gdy ktoś zaczynał spamować Ostrona Messengerze.
Innymi słowy, granie jest jak najbardziej możliwe, choć tutaj wiele też zależy od konkretnego tytułu. No a jak z baterią? Pojemność na poziomie 3000 mAh brzmi dość standardowo w dzisiejszych czasach. Pytanie tylko, czy spełnia ona nasze oczekiwania w codziennym życiu. No bo jeśli telefon jest taki tani, to chyba gdzieś przecież musi być jakiś haczyk. Tylko czy jest nim właśnie bateria? Nierzadko przechwałki producentów można sobie wsadzić w między bajki. Szacunkowe wartości, które oni podają, często mierzone są na gołym, czy też czystym telefonie bez żadnych dodatkowych aplikacji i połączonych kont. Od taki stan idealny à la perfecto.
Dlatego aby mój test miał przełożenie w realnym życiu oraz tym co wy osiągniecie, zainstalowałem na K5U Play wszystkie swoje programy, wraz z podłączeniem ich do swoich kont, po to aby były ciągle na czuwaniu. Widzimy w informacjach, że mam łącznie zainstalowanych ponad 130 aplikacji. Przypuszczam, że jest to o wiele więcej niż średnią większości. Widzimy mnóstwo takich, które polegają na połączeniu internetowym i zwykle potrafią wybudzać telefon oraz coś tam sobie mielić w tle. Nawet wtedy, gdy ten nie jest używany. Od takie pożeracze baterii. Mam kilka aplikacji zakupowych, dość sporo podróżniczych, pogodynkę odświeżoną co 30 minut, krokomierz Samsunga, 5 różnych komunikatorów będących ciągle na czuwaniu, a uwierzcie, są to prawdziwe pożeracze energii. Do tego mnóstwo innych pierdół użytkowych i kilka gierek.
Ogólnie jest to w pełni wykorzystywany smartfon, więc do konkretów. Tutaj widzimy dość luźny dzień korzystania z telefonu. W miejscu gdzie pokazuje teraz strzałka widzimy, że pozostały jeszcze 54% baterii, a 46 zostało zużytych w przeciągu 16 godzin oraz 25 minut od ostatniego odłączenia. Jako, że u góry widzimy godzinę 23. 38, to oznacza, że telefon odłączyłem rano o godzinie 7. 13 tego samego dnia. Widzimy też, że w tym czasie spędziłem 40 minut na rozmowach telefonicznych, a ekran się świecił godzinę i 47 minut. Nie jest to wiele, ale dlatego można to zakwalifikować do luźnego dnia. Przynajmniej z punktu widzenia słuchawki.
Niżej mamy informację, że przez całe te 16 godzin 25 minut byłem połączony z siecią komórkową i jak widzicie u góry była to głównie sieć 4G o dość słabym zasięgu. Bluetooth, jak i sieć Wi-Fi też były włączone przez część dnia. Ogólnie powiedziałbym, że wynik jest całkiem fajny, ale teraz gdy wiecie już na co patrzeć, zerknijmy na cięższy przypadek. Po niespełna 11 godzinach zużyłem 99% baterii. Telefon pokazuje, że pozostał 1%, a aplikacja 2, jednak to nie jest ważne. Jest to tylko kwestia późniejszego odświeżenia aplikacji do pomiaru. To co jest tu istotne, to czas świecenia ekranu wynoszący ponad 3,5 godziny. Dodajmy do tego ciągle uruchomiony Bluetooth ze sparowanymi słuchawkami oraz 26 minut rozmowy.
Pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest to wciąż bardzo sensowny czas działania przy intensywnym korzystaniu, zwłaszcza, że przez większość czasu świecenia ekranu otwarzany był YouTube po sieci komórkowej. Sieć Wi-Fi jest dużo bardziej oszczędna i gdy macie okazję, korzystajcie z niej. No dobrze, wiemy już co się dzieje, gdy telefon jest używany, ale co w momencie, gdy go nie używamy, bo na przykład śpimy? Przerabiałam już wiele takich nieszczęsnych telefonów, zwłaszcza Samsungów, gdzie po wstaniu rano byłem biedniejszy o jakieś 20 czy nawet 30% baterii. Tutaj widzicie konkrety. Telefon odłożony na blisko 8 godzin, z włączonym Wi-Fi i zleciało jedynie 5% baterii. Bardzo przyzwoity wynik, bowiem jest to test ze wszystkimi sparowanymi aplikacjami i kontami. Za to teraz zmieńmy na inny slajd.
Jest to wynik po nocy, gdy miałem już wszystkie swoje aplikacje zainstalowane, ale jeszcze nie zdążyłem sparować ich wszystkich, co rzadziej wybudzało procesor. Zeszło jedynie 2% przez blisko 10 godzin dobrego, zdrowego snu. Odpowiadając więc na pytanie, czy słaba bateria może być tłuchaczykiem, stwierdzam, że raczej nie. Z baterii w tym modelu możemy być zadowoleni, więc co jest nim? Czyżby wydajność? Teraz na ekranie wrzucam wam wyniki poszczególnych benchmarków. Kto jest nimi zainteresowany może wcisnąć pauzę i się nim bliżej przyjrzeć. Tak jak powiedziałam wcześniej, dla mnie wydajność jest wystarczająca, zwłaszcza patrząc na tak niską cenę. To może przyczepimy się teraz do kamer. W końcu są one dość istotnym elementem dzisiejszych smartfonów.
Tutaj muszę przyznać, że i ten element wcale nie jest tragiczny. Zacznijmy od głównej kamery. Pierwszy przykład to zdjęcie w makro. Widzimy ładnie rozmyty drugi plan i na pierwszym zegarek. Dość sporo szczegółów, wystarczająca ostrość, ale przy większym zbliżeniu widzimy szum. Przy sztuczym oświetleniu jarzeniówek nie jest najgorzej. Mamy kolejne zdjęcie. Tutaj światło również nie było idealne. Był to zachmurzony dzień, wewnątrz budynku jeszcze za połowicznie zasłoniętymi żaluzjami. Widzimy co jest na zdjęciu, ale kolory są jakieś takie wyblakłe. Przechodzimy do następnego. To zdjęcie jest już poprawne, ale oświetlenie było mocne i naturalne. Widzimy, że auto dawno nie było myte i doskonale możemy prześledzić drogę spływającej wody, która zostawiła ślady w przylepionym kurzu.
Tutaj z kolei ponownie przyzwoite jesienne światło. Ostrość dobrze ustawiona na pysztek. Widzimy na zdjęciu mnóstwo szczegółów. Nawet każdy pojedynczy wąs i stotki, która nie waży tu jeszcze nawet kilograma. Oczywiście nie każde zdjęcie musi być udane i taki przypadek widzimy teraz. Pierwszy plan pominięty. Automatyczna ostrość powędrowała gdzieś dalej i widać, że jej obiektem pożądania okazała się szafka. Widzimy w jej wnętrzu nawet zieloną butelkę wody gazowanej, ale to niebłędnie złapana ostrość mi się tu nie podoba. A szum widoczy niemal wszędzie, gdzie było odrobinę mniej światła. Wystarczy przybliżyć na szafkę czy nawet okolice zawiasów i go widać.
Gdyby ten smartfon kosztował 3000 zł powiedziałbym, że za taki szum widziany na zdjęciach zrobionych w świetle dziennych producentowi należy się po prostu soczysty i mokry liść. No ale zdrowy rozsądek podpowiada mi, że za 450 zł to nie ma się o co tu ciskać. Zdjęcia wykonane w trudnych warunkach z ręki są dla tej kamery po prostu trudne. Koncert ze sztucznymi kolorowymi światłami okraszonymi dymem wychodzą tak jak widać, czyli niewiele z nich widać. Mnóstwo szumu i niewiele ponadto. Chociaż w takich warunkach żaden telefon nie poradziłby sobie wyśmienicie. Jeśli chodzi o drugi obiektyw to powiedziałbym, że jest on tu dla picu i tylko dlatego, że wypada mieć dzisiaj z tyłu dwa oczka. Tutaj widzimy ten sam koncert.
Obraz przez niego przechwycony może i ma podwójne zbliżenie, ale zdjęcie jest i tak paskudne. Tak naprawdę lepszą jakość oraz szczegółowość uzyskamy po wykadrowaniu zdjęcia wykonanego główną kamerą. Zwykle drugie oczko służy do robienia lepszych portretów i do odcięcia drugiego planu. Tutaj w funkcjach kamery jednak brak portretu, dlatego też uznaję to za pic na wodę. Z kolei Hader wypada już znacznie lepiej. Nie wszyscy wiedzą o co chodzi, więc na szybkości wytłumaczę. Czasami zdarza się tak, że zdjęcie wychodzi o wiele za ciemne. Tak jak tutaj niebo jest piękne, za to nie widać nic ponadto. Innym razem może się zdarzyć odwrotnie. Niebo mocno rozjaśnione, za to trawa widoczna.
Dzieje się tak, gdyż na tych dwóch zdjęciach jasność góry i dołu są dość ekstremalnie dalekie od siebie. W dużym skrócie tłumacząc to Hader wykonuje dwa zdjęcia. Jedno takie rozjaśnione, drugie zbyt ciemne i nakłada je na siebie w celu utworzenia jednego, bardziej zbalansowanego kadru. To samo widzimy tutaj. Jedno za ciemne, drugie za jasne, lecz włączenie funkcji Hader wyciąga i balansuje te extrema wspólną całość, która po fakcie wygląda całkiem spoko. O ile ma się stabilną rękę, bowiem wykonanie takiego zdjęcia trwa znacznie dłużej i wtedy lepiej wstrzymać o technicznym prawdziwy snajper. Przednia kamera do selfieaczków posiada tryb upiększania, który można regulować w 100 poziomach. Ogólnie rzecz biorąc zdjęcia wychodzą nawet całkiem ładnie.
Może kolory nie są idealnie odwzorowane, lecz można je jak najbardziej wykorzystać. Lenovo K5 Play przechwytuje wideo w rozdzielczości Full HD i o ile światła jest pod dostatkiem, to nagranie wychodzą całkiem znośnie, choć brakuje szczegółowości. Rzecz jasna nie uświadczymy tu optycznej czy nawet elektronicznej stabilizacji, przez co wszelkie szarpięcia są mocno widoczne. Największą wadą wykonanego nagrania jest automatyczna ostrość, która co chwilę próbuje się poprawić i dostosować. W tym momencie widzę, że recenzja wychodzi mi już znacznie dłuższa niż początkowo planowałem. Nawet nie wiem jak wielu z Was dotrze tak daleko, ale mam wrażenie, że ten konkretny telefon jest po prostu godny poświęceniemu tak dużej ilości uwagi.
Jeśli podoba się Wam tak rozbudowana forma testu, nie zapomnijcie kliknąć łapki, subskrybować czy nawet wysłać linka do filmu wszystkim znajomym, a to na pewno utwierdzi mnie w przekonaniu, że po prostu warto będzie właśnie robić tego typu filmy. Ale to tylko taka moja skromna prośba do Was. Wróćmy już do wątku przewodniego i zajmijmy się też kwestią oprogramowania. Na menu ustawień możemy odnać zakładkę o nazwie Lab Features i bynajmniej nie chodzi mi tu o to, że nie wszystko jest poprawnie spolszczone, bo w końcu nie są to standardowe dodatki producenta, a kwestia tego co one tak naprawdę oferują.
Mamy tam dwie opcje, z których pierwsza jest Screen Recorder, czyli ciekawą funkcję pozwalającą na nagranie filmiku z tego co robimy na telefonie. Możemy zapisać obraz w jakości HD wraz z dźwiękiem, a nawet z przechwyceniem pozycji naszego dotyku, jeśli tylko tego sobie życzymy. Rzecz jasna, podobnych aplikacji jest mnóstwo na Google Play, ale często uchwytują one w reklamy czy inne przeszkadzajki. Tutaj jest to funkcja wbudowana i jest to jak najbardziej na plus, aczkolwiek wadą tej opcji jest to, że nagrywając gameplay w HD może powodować on spadki wydajności w grze. Niemniej jednak funkcja bardzo przydatna. Z kolei znacznie lepiej wypada inna z dodatkowych opcji. Tutaj o nazwie U-Touch.
Jest to funkcja pozwalająca na zastąpienie gestami tych standardowych przycisków widocznych na dole ekranu. Daję sobie sprawę, że jak się o tym słyszy nie brzmi to wcale jakoś ekscytujące, ale dajcie moment na wytłumaczenie. Otóż przyciski ekranowe mają to do siebie, że zajmują cenne miejsce na ekranie. Włączając opcję sterowania gestami odzyskujemy tę część wyświetlacza. Co niby jest oczywiste, ale tak naprawdę ważniejszą, czy też bardziej upierdliwą wadą ekranowych przycisków jest ich chowanie się. Przyjrzyj się teraz. Włączam filmik na YouTube, obracam to poziomo i przyciski znikają. Lecz jeśli chcę cofnąć to koniecznością jest zrobienie ruchu od prawej krawędzi ekranu w celu wyciągnięcia przycisków i dopiero wtedy widząc je mogę nacisnąć wstecz.
Po aktywacji U-Touch to samo można uczynić w jednym szybkim ruchu od środka do ekranu. Nieważne w jakiej aplikacji jesteś to taki ruch równa się z wybraniem przycisków wstecz. Rozwinięcie opcji następuje po pociągnięciu za prawą krawędź ekranu. Z kolei podgląd ostatnich aplikacji za lewą. Powrót do ekranu domowego jest również sprawny. Pociągamy od dołu tak jak przy wyborze wstecz, ale z pół sekundowym przytrzymaniem paluszka. Jest to doprawde bardzo wygodne rozwiązanie, którego od dziś już mi brakuje w każdym innym smartfonie. Dobrze więc, nadszedł już czas na zebranie wszystkich myśli i spostrzeżeń. Cały okres testowania urządzenia był dla mnie… cóż.
Naprawdę przyjemny i odstawienie mojego flagowca wcale jakoś mnie mocno nie bolało, ale nie oznacza to też, że telefon ten całkowicie pozbawiony jest jakichkolwiek wad. Tych sobie kilka wynotowałem. Po pierwsze, kamery nie można szybko uruchomić, czy to podwójnym kliknięciem, czy nawet z poziomu zablokowanego ekranu. Nie podoba mi się też to, że menu z kafelkami zamiast na górze wysuwa się z dołu, a tym samym właśnie tam są ukryte wszystkie ustawienia. Klawisz wstecz po lewej stronie jest dla mnie też wadą. Wiele lat używałem różnych Samsungów, gdzie przycisk ten znajdował się po prawej. W zdecydowanej większości smartfonów menu możemy wybrać gdzie wstecz ma się znajdować, lecz nie tutaj.
Oczywiście wspomniane wcześniej gesty mocno ratują tę sytuację. Micro USB też jest lekka przestarzałe. Serio, mogliby dać USB typu C. Pierwszego wieczoru też wystraszył mnie żółty wylew, którego dostał ekran. Myślałem, że coś się popsuło, ale to tylko producent domyślnie aktywował tryb nocny po zachodzie słońca. Można go sobie wyregulować lub nawet wyłączyć w menu wyświetlacza. Może nie jest to jakaś wada, ale wspominam, gdyby ktoś też się tak przestraszył. Wszystko to to drobiazgi, natomiast na sam koniec zostawiłem sobie jedną, największą i najbardziej irytującą mnie wadę, jaką posiada ten produkt. Otóż jest nią ładowarka. A w zasadzie to, jak długo zajmuje tu pełne usupełnienie energii akumulatora.
Na przestrzeni lat szybkie ładowanie, czyli tak zwany Quick Charge, ewoluowało dość sprawnie. W dzisiejszych czasach posiadacze flagowca mogą podłączyć telefon chwilę przed wyjściem, ubrać się, umyć zęby, zawiązać buty, a telefon zdąży uzyskać 20, może 30% przez tę chwilę. Lenovo K5 Play na naładowanie 30% potrzebuje tyle czasu, że jego właściciel zdąży sobie zetrzeć całe szkliwo z zębów i 3 razy urwać sznurówki. Dokładnie rzecz biorąc pełne na ładowanie trwa tu blisko 3 godziny i 30 minut. Tak długi czas ładowania nie wynika nawet ze słabej ładowarki dołączonej do pudełka. Owszem, ma ona zaledwie 1 Amper i taką ładowarką to sobie można lampkę od rowera podładować. W teorii Snapdragon 430 powinien obsługiwać nawet Quick Charge 3.
0, no ale tutaj ktoś chyba mu to wyciął, bowiem nawet z szybką ładowarką czas ładowania wciąż trwa ponad 3 godziny. Jak dla mnie brak wsparcia chociaż dla 2 Amperowej ładowarki jest sporą wadą. Na rynku pojawiają się już rozwiązania pozwalające na uzupełnienie 70% w 20 minut. Jest to bardzo praktycznie wygodne, zwłaszcza jeśli musimy gdzieś nieplanowo wyjść. Oczywiście znowu wypada podkreślić, że skoro jest to taki tani telefon to po co w ogóle ma rudzić? No może i owszem, jeśli ty zostawiasz swój telefon pod ładowarką na całą noc to i problem w zasadzie dla ciebie istnieć nie będzie.
Reasumując jest to ciekawa słuchawka z przyzwoicie trzymającą baterią, nie najgorszym aparatem, wystarczającą i rozszerzalną pamięcią oraz ładnie świecącym ekranem HD. Smartfon ten nie jest idealny pod każdym względem, ale jest on wystarczający. I szczerze uważam, że jak za te pieniądze trudno o lepszą propozycję. Owszem, dokładając trochę więcej można znaleźć wiele innych i również ciekawych smartfonów, lecz jeśli nie pozwala ci na to budżet, lub po prostu nie chcesz wydać więcej, bo masz inne ważniejsze priorytety to naprawdę nie ma po co przepłacać za jakieś inne wodotryski. Pod filmem poniżej zostawiłem dla was linki do każdej wersji kolorystycznej telefonu, gdzie sprawdzicie jego aktualną cenę.
Jeżeli podobało ci się to nagranie bardzo proszę pozostaw po sobie chociaż tą łapkę w górę oraz subskrybuj mój kanał. A może znasz kogoś zainteresowanego tematem. Jeśli tak, koniecznie weź im mu linka. Natomiast jeśli masz jakiekolwiek pytania, jak zwykle możesz je zadać w komentarzu pod tym filmem. Tymczasem ja się z tobą już żegnam i zapraszam do następnych nagrań. Trzymajcie się, hej!.