TRANSKRYPCJA VIDEO
Dla tego filmu nie wygenerowano opisu.
Patrzysz na obudowę tak niewielkich rozmiarów i rozmyślasz o tym, że no. . . całkiem niezła jest. Taka zgrabna, kompaktowa, ale przecież wszyscy twierdzą, że obudowy tego typu nadają się jedynie do multimediów, czy do bardzo lekkiej, tak zwanej biurowej pracy. Z kolei inżynierowie z NZXT są zdania, że to ich nowe dzieło przeznaczone jest też dla najbardziej wymagających graczy. No i co tu dużo mówić? Sprawdzimy ile w tym prawdy. Z tej strony Paweł, a ty oglądasz kanał Techmania HD. Zapraszam. Ten materiał obejrzysz dzięki wsparciu platformy GVGmall. Jest to ogromny sklep specjalizujący się w kluczach do gier na PC, Xbox, PlayStation czy nawet Google Play. Zdobędziesz tu praktycznie wszystko. Od kart podarunkowych do Steama, po oprogramowanie pokroju Office'a czy Windowsa.
Przestań przypłacać i już teraz odwiedź stronę. Link oraz kod zniżkowy na 20% odnajdziesz pod filmem w opisie. To co widzisz na moim biurku nie jest prototypową wersją najnowszego Xboxa. Niewielkie i zgrabne czarne pudełko to w rzeczywistości komputer i to całkiem wydajny komputer. Zwykle dobór komponentów i samo złożenie własnego PC typu ITX, czyli takiego w skali miniaturowej wymaga długiego planowania i wielu kompromisów. W tym wypadku jest zgoła inaczej, a ułatwia to obudowa NZXT, a właściwie pełen zestaw NZXT o nazwie H1, którego tylko częścią jest najnowsza obudowa. Pozwólcie, że zabiorę was na początek tej historii. Pudełko samo w sobie jest niezwykle minimalistyczne, otwarcie wymaga tylko jednego prostego cięcia taśmy i tym sposobem, zsuwając karton, zostajemy się do piankowej otoczki. Zaskakująca jest zawartość.
Już z opakowania dowiadujemy się, że H1 to nie tylko obudowa, ale również zasilacz, dedykowane chłodzenie typu All-in-One, Ryzer pozwalający na nietypowy montaż grafiki i zestaw kabli. Zaś po wyjęciu obudowy nie szukamy tych dodatków w pudle. NZXT postarało się, aby proces składania naszego mini PC był możliwie uproszczony. Dlatego wszystko, co oferuje nam zestaw zostało wstępnie przygotowane, w miarę możliwości zamontowane i dodatkowo opisane w istotnych miejscach. Zobaczcie tylko jak prezentuje się ta skrzynka z zewnątrz. Do wyboru mamy dwa warianty. Istnieje model biało-czarny, który w moim mniemaniu wygląda bardzo dobrze, zaś testowana obudowa jest cała czarna i choć mierzy ona niespełna 19 cm głębokości i szerokości oraz 39 cm wysokości, to jest ona całkiem ciężka.
Pomimo 13,6 litra akubatury waży ona ponad 6,5 kg. Włącznik zasilania umieszczono na górze. Tuż obok znajdziemy dwa port USB w standardzie 3. 1, normalny duży typu A oraz mały typu C. Obok jest jeszcze gniazdo słuchawkowe, chciałbym się rzec pełen minimalizm i prostota w czystej postaci. Głównym widocznym elementem jest przyciemione szkło na froncie. Pozostałe trzy boki to już maskownice z gęsto umieszczonymi symetrycznie otworami. Kanciasty kształt nie ma widocznych żadnych śrubek, które wymagałyby wykręcenia, aby dostać się do wnętrza. Tylny panel oraz tafla szkła przemocowane są do ramy na zatrzaski. Delikatne wypchnięcie ich od dołu i pociągnięcie do siebie zwalnia wszystkie cztery zaczepy, to jednak nie koniec rozbiórki elementów wierzchnich.
Reszta panelu to jeden kawałek aluminium, który po szynach suwa się ku górze. I teraz widzimy dokładnie co nas czeka. Do całkowitej rozbiórki obudowy nie potrzebowaliśmy żadnego narzędzia, natomiast do montażu komponentu we wnętrzu niezbędny będzie już śrubokręt, ale bez obaw. Cała konstrukcja jest tak niesamowicie przemyślana, że kręcenia nie będzie dużo. Zasilacz z całym okablowaniem na miejscu? Tak jest. Chłodzenie? Także gotowe i tylko czeka na kontakt z procesorem. Mamy tu do czynienia z jakąś nieoficjalną i chyba dedykowaną konstrukcją przeznaczoną jedynie do tej obudowy. To co od razu mi się podoba to fakt, że 140 mm wentylator pracuje w trybie pull, czyli zamontowany jest zachłodnicą, z której wyciąga powietrze i wdmuchuje je do wnętrza wprost na płytę główną.
Co w tym takiego fantastycznego zapytasz? Otóż na płycie głównej upakowane jest całe mnóstwo bardzo ważnych komponentów, które pod obciążeniem potrafią rozgrzewać się do wysokich temperatur. Zbyt wysokich temperatur dodam. Co prawda wentylator ten przeciąga powietrze, które zostało już delikatnie rozgrzane przez rzeberka chłodnicy, ale to wciąż sprawia, że płyta główna w tak małej obudowie ma o wiele lepsze życie niż w innych, sporo większych, ale źle skonstruowanych skrzynkach. Dwa przewody elastyczne z ruchomymi króćcami zamykają obieg pomiędzy radiatorem a blokopompką. Przejdźmy teraz na drugą stronę, czyli do miejsca, gdzie ostatecznie znajdzie się karta graficzna. Odnajdziemy tu białe, podłużne pudełko, które zawiera dodatkowe akcesoria.
Wśród nich instrukcja, dwa alternatywne sporniki do mocowania blokopompy na procesorze, przedłużacz dla górnego panelu na wypadek, gdyby oryginalny kabel okazał się za krótki, chociaż ja wcale nie musiałem z niego skorzystać. Dodatkowo odnajdziemy tu kabel miniJack 4-pin z rozgałęźnikiem, pozwalającym na oddzielne podłączenie słuchawek i mikrofonu. Do tego sporo śrubek oraz zawsze przydatne opaski samozaciskowe, popularnie nazywane trytytkami. Budowę tego zestawu oprą o procesor Ryzen 7800X. Jest to jednostka jeszcze z pierwszej generacji i choć wciąż na dzień dzisiejszy jest to nadal bardzo mocny procesor do zadań profesjonalnych, to w grach przegrywa one z młodszymi braćmi.
Co prawda mógłbym tu wsadzić Ryzena 3600X, który jest po prostu lepszą jednostką wielozadaniową, ale pamiętajcie, że dzisiejszym celem jest sprawdzenie obudowy, czy też całego tego zestawu H1, tego jak radzi on sobie w trudnych warunkach pracy. Starszy i bardziej prądożerny procesor jest w takim razie wskazany. Gdybym wsadził tu nowszą jednostkę, wykonaną w 7nm litografii, obudowa, a dokładnie rzecz biorąc, preinstalowane tu chłodzenie, miałoby o wiele lżej. A skoro NZXT głośno zapewnia, że pomimo tak niewielkich rozmiarów można w jej wnętrzu zbudować prawdziwego potwora, to podkręcony do granic możliwości 16 wątkowy Ryzen 1800X będzie, no cóż, lepszym wyborem. Lepszym dla nas, ale może gorszym dla niej. Więc jak widzicie, zapewnienie NZXT mocno wzięse je do serca.
Dlatego i wybór karty graficznej nie jest tu wcale przypadkowy. W końcu jak testować sprzęt? To bez litości. Stąd w zestawieniu zobaczycie kartę RTX 2080 Ti, która potrafi zweryfikować nawet największe i teoretycznie najbardziej przewiewne obudowy. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że akcelerator kosztujący ponad 5 tysięcy złotych nie dla każdego jest na wyciągnięcie ręki. Więc żeby nie było sprawdzimy także temperatury pracy o wiele bardziej przystępnego cenowo RTX 2060. No ale to później. Przy budowie tego komputera najważniejszym elementem jest płyta główna. Należy ją wybrać mądrze, bowie niewłaściwie dobrana może w przyszłości zaowocować problemami przez niewydolną, źle dostosowaną i w rezultacie przegrzewającą się sekcję VRM. Kupując płytę główną pierwsze co należy zrobić to zajrzeć do różnego typu ściągawek.
To pozwoli nam nie popełnić karygodnego, amatorskiego wręcz błędu jakim jest wybór płyty głównej z beznadziejną sekcją zasilania. Na tej podstawie kierujemy się dalszymi parametrami, takimi jak cena czy wbudowany modu Wi-Fi. Oczywiście do słabego procesora nie trzeba wybierać najmocniejszej płyty, ale jeśli zestawicie ze sobą ceny kilku tych najmocniejszych to łatwiej będzie wam dobrać idealną do waszych potrzeb. W przypadku MITX sprawa jest odrobiną bardziej skomplikowana, bowiem płyt tych jest dość mało i choć bardzo mocnych konstrukcji zwłaszcza na chipsetie X570 nie brakuje to ich koszt stanowczo odstrasza. Mój wybór padł więc na konstrukcję od Asusa. Jest to model ROG Strix iGaming bazujący na chipsetie B450. Sekcja zasilania jest wystarczająca, aby pociągnąć każdy procesor w granicach budżetowego rozsądku.
W B450 może i brakuje wsparcia dla PCIe 4. 0, ale za to współpracuje on z Ryzenami pierwszej, drugiej oraz trzeciej generacji, a musicie pamiętać o tym, że wybieran cokolwiek na nowszym chipsetie X570 procesor z pierwszej generacji nawet nie zatrywi. No i różnica w cenie jest zbyt wysoka dla kogoś, komu wystarczy PCIe 3. 0. Jeżeli choć raz składajesz komputer i mniej więcej wiesz co do czego pasuje, to dzięki konstrukcji zestawu H1 od NZXT cały proces powinien zająć jakiś kwadrans, nie spiesząc się może dwa.
Budowę proponuję rozpocząć na biurku, daje to nam większą swobodę ruchu, no i żeby nie poranić ani blatu, ani samej nowej obudowy warto rozwinąć większych rozmiarów podkładkę, chociażby taką jak ta, do której link znajdziesz w opisie. Standardowo w gnieździe płyty umieszczamy procesor, następnie możemy od razu umieścić kości pamięci RAM w dwóch dostępnych slotach. Dla zapewnienia najwyższej wydajności chciałem skorzystać z modułów Corsair Vengeance Pro RGB. Te mają wzorowe parametry pracy i bardzo niskie opóźnienia, lecz należy tu pamiętać o dość istotnym ograniczeniu, które występuje w tej obudowie. Wentylator schłodzenia IOS znajduje się tuż nad płytą główną, więc musimy pilnować się z wysokością modułów pamięci RAM. Aby wszystko ładnie się domykało, należy zmieścić się w 45 mm całkowitej wysokości.
Wspomniane Corsairy są wysokie na 51 mm, zmuszone więc została, aby skorzystać z czegoś innego. Pamięcie Pacer Panther Rage w kolorze złotym mieszczą się z delikatnym zapasem. Dodatkowym i niezbędnym według mnie komponentem, który znajdzie się bezpośrednio na płycie głównej jest dysk NVMI w formacie M. 2. Samsung 970 Evo o pojemności 500 GB będzie pełnił rolę dysku systemowego, 3,5 GB odczytu oraz 2,5 GB zapisu na sekundę w zapewnitej maszynie wyśmienitu wręcz kulturę pracy systemu operacyjnego, jak i wszystkich najważniejszych programów na nim zainstalowanych. Co ciekawe na spodniej części płyta ta posiada dodatkowe drugie gniazdo na nośnik M. 2. Niemniej, jako że tylko podstawowe gniazdo wzbogacone jest o radiator, to właśnie tutaj go zainstaluje.
Gdy już przygotowaliśmy płytę pozostaje nam umieszczenie jej wewnątrz obudowy. Aby zrobić sobie miejsce do działania musimy zdemontować wentylator z chłodnicą. Jest to na tyle łatwe, że wystarczy śrubokręt, którym pozbędziemy się dwóch śrubek. Reszta otwiera się na zasadzie zawiasu i mamy już dostęp do całości stelaża. Na czas transportu pompka chłodzenia otoczona jest wyprofilowaną gąbką. Wymaga ona usunięcia jednym z grabnym ruchem. Choć mogłoby się wydawać, że jest tu ciasno, to głównie spowodowane jest to luźnymi kablami i dwoma grubszymi tubami odcieczy. Podnosząc wszystkie te elementy jedną ręką możemy bez niczej pomocy wsunąć płytę z procesorem na swoje miejsce. Przykręcamy ją w kilku miejscach do preinstalowanych standoffów i już nic nie odleci.
Producent przewidział dwa rodzaje mocowań do soketów. Domyślnie zastosowana jest tu nakładka dla Intela, lecz jeśli korzystasz z procesora AMD należy pamiętać o podmianie blaszki. Następny krok to dokończenie montażu chłodzenia procesora. NZXT ułatwia nam sprawę. Nie tylko dlatego, że chłodnica ścieczą oraz wentylator zamontowany już fabrycznie, ale również z powodu wysokiej klasy pasty termoprzewodzącej, która jest już naniesiona na podstawę pompy chłodzenia. Pozostaje nam tylko ułożenie bloku na procesorze i dokręcenie go. Przy okazji już teraz możemy podłączyć Razer karty graficznej do skrajnego portu PCIe. Jest to rozwiązanie dostarczone przez NZXT. Sam adapter wygląda ładnie i do tego jest solidny. Dobrze, pora wziąć się za zasilanie. Kolejny ukłon dla użytkowników ze strony producenta.
Sam zasilacz to półpasywna jednostka SFX o mocy 650 W. Jest to wystarczająco, aby wyżywić mocny procesor z jeszcze mocniejszą grafiką. Wysoką efektywność zapewnia standard 80 plus gold. Do tego posiada on w pełni modularne okablowanie. Wszystkie niezbędne przewody znajdziemy zabezpieczone wewnątrz obudowy. Choć to nikogo nie powinno zaskoczyć, to w obudowie próżno szukać miejsca do instalacji 3,5-calowego dysku twardego. Na szczęście nieopodal zasilacza producent zaplanował dla nas dwa miejsca na 2,5-calowe napędy. Dlatego też testowany komputer wyposażył w dwa dodatkowe dyski. Jednotera bajtowy SSD od Kingstona. Ot tak dla gier. Oraz drugi, tym razem mechaniczny, także o pojemności 1TB. W końcu większe dane też trzeba będzie gdzieś trzymać. Nawet tutaj widać jak dużą wagę przywiązano do estetyki obudowy.
Montaż napędu odbywa się bez żadnych narzędzi. Aby dostać się do tego miejsca należy zdjąć jedynie małą, kwadratową zaślepkę, która pozwala na ukrycie widocznej kabli od zasilacza jak i z samych dysków. Choć rozplanowanie okablowania wewnątrz obudowy stoi tu na wysokim poziomie, to ostateczny i drobny cable management należy wykonać samemu. Mogą przydać się tu dołączone przez producenty opaski. Stosując się do porady na naklejce przed domknięciem wentylatora na zawiasie, spraśćmy jeszcze raz ułożenie przewodów odchłodzenia. Po czym możemy go dokręcić do ramy konstrukcji. W sumie tutaj moglibyśmy zakończyć składanie komputera, ale nie zapominajmy o jednym z większych komponentów. Bolączką małych komputerów jest zwykle brak miejsca na pełnowymiarową kartę graficzną.
Często trzeba się zadowolić grafiką wbudowaną w płytę główną lub korzystać z zamienników okrojonych rozmiarem, więc i wydajnością. Obudowa NZXT H1 pozwala na pionowy montaż kart graficznych o długości maksymalnie do 305 mm i grubości do 2,5 slota. Werytykalne umieszczenie potwora pokroju Nvidia GeForce RTX 2080 Ti nie sprawia tu najmniejszego problemu. Montaż tej, jak i późniejszy montaż słabszej siostrzyczki pokroju RTX 2060 to doprawdy bułka z masłem. Jak widzisz, obyło się bez ofiar. Teraz tylko na stelaż od góry nasuwamy duży panel, z grabnym ruchem zapinamy tylną maskownicę, to samo z przednim szkłem. Możemy już oficjalnie zerwać folię zabezpieczającą z frontu i podłączyć nowy, mały komputer.
Tym, czego najbardziej się obawiałem przy tak dużym upchnięciu komponentu w dość ciasnej obudowie jest temperatura wewnątrz. NZXT H1 jest jednym dużym sitkiem. Na ile jest to efektywne rozwiązanie? Pokażą nam stres testy. Zacznijmy od sprawdzenia temperatur procesora i jednocześnie sekcji zasilania płyty głównej. Jak widzicie na wykresie znajduje się tu aż 8 słupków rozbitych na 2 sekcje. Pierwsza sekcja 4 testów wykonana została na założonych filtrach przeciwkurzowych, druga po ich zdemontowaniu. Jeśli patrzymy na obudowę od frontu to filtry znajduje się po stronie lewej i prawej. Ten z lewej osłania chłodnicę, ten z prawej zaś dba o czystość karty graficznej. Zdjęcie czy założenie owych filtrów jest bardzo proste.
Każde z nich trzyma się bowiem na 4 magnesach, a te solidnie przyciągają się do wewnętrznej strony zdejmowanego panelu obudowy. Jeśli chodzi o słupki to pierwszy z nich reprezentuje temperaturę procesora na ustawieniach fabrycznych. Drugi odpowiada temperaturze sekcji zasilania w tych samych warunkach. Trzeci i czwarty to również procesor i sekcja, ale po overclockingu. Jest to niezwykle istotne, bowiem testowany Ryzen standardowo konsumuje w okolicach 95W energii. Tak po podkręceniu apetyt jego wzrasta aż do zawrotnych 150W. Ten fakt doskonale tłumaczy wyższe temperatury procesora, ale także i sekcji zasilania płyty głównej, której przecież zadaniem jest dostarczyć tak ogromną ilość energii.
W temacie temperatur procesora jak i sekcji VRM jest wręcz doskonale i pozwala mi to sądzić, że zapewnienia NZXT o możliwości zbudowania we wnętrzu HI1 komputera gamingowego bez kompromisów są jak najbardziej właściwe, przynajmniej pod względem wydajności chłodzenia centralnej jednostki obliczeniowej. Dobrze, ale teraz gwóźdź programu. Czas najwyższy sprawdzić jak zestaw NZXT HI1 radzi sobie z odprowadzaniem ciepła z akceleratora graficznego. Tak jak zdążyłem już wspomnieć, w tym celu posłużę się dwiema kartami. RTX 2060 oraz 2080 Ti, obydwie wersji Founder's Edition. Tak oto prezentują się wyniki po obciążeniu w programie Furmark. Tutaj również rozdiliłem dane na dwie sekcje, z filtrami przeciwkurzowymi oraz bez nich.
Odjęcie tych w minimalnym stopniu zwiększa przepływ powietrza, ale wtedy należy liczyć się z częstszym odkurzaniem, czy raczej przedmuchiwaniem samej karty, jak i radiatora po drugiej stronie. Tak wygląda temat w benchmarkach syntetycznych, ale jak wiemy te prezentują najgorszy możliwy scenariusz i nie zawsze mają tak wiele wspólnego z rzeczywistością, jak byśmy sobie tego życzyli. Dlatego nieomieszkałem zweryfikować tego stanu rzeczy z normalną rozgrywką. Włączyłem więc trzecią odsłonę Wiedźmina. Pobuszowałem po Nowi Gradzie, zarówno RTX 2080 Ti, jak i 2060 pracowały na ustawieniach Uber, czyli najwyższych, lecz z wyłączoną technologią Hairworks. Żeby był ofer, obie karty renderowały obraz w rozdzielczości 4K, aczkolwiek niższa wydajność 2060 na pewno miała pewien wpływ na obciążenie i tym samym niższą temperaturę procesora.
No ale z tym musimy się liczyć. W czasie takiej rozgrywki temperatura kart była nieznacznie niższa, aniżeli wyniki uzyskane podczas testu obciążeniowego. Aczkolwiek, jak widzicie, procesor miał się tu jak pączek w maśle. Przez to, że jeden i ten sam wentylator pełni rolę składzającą dla radiatora, jak i samej obudowy efektem ubocznym, o ile tak to w ogóle można nazwać, są właśnie bardzo niskie temperatury procesora. Podsumowując, NZXT przy projekcie obudowy H1 wspiął się na wyżyny stylistyki. Werytykalna obudowa nie tylko prezentuje się na dereokazale, ale i jest bardzo praktyczna. Od wstępnie zamontowanego zasilacza, chłodzenia Ayo i Razera, pozwalającego na zmianę lokalizacji karty graficznej poza płytę główną, poprzez liczne ułatwienia przy montażu w postaci wszechobecnych naklejek, kończąc na łatwo demontowalnym, praktycznie całym panelu.
Produkt przeznaczony jest nie tylko dla zapaleńców, ale jestem skłonny powiedzieć, że jest to obecnie jeden z najprostszych zestawów dla osób, które chcą złożyć swój pierwszy mniejszy komputer. Niestety w tym przypadku nie mogły pominąć kwestii ceny. NZXT swoje najnowsze dziecko wyceniło na 350 dolarów. Fakt, wydaje się to sporo. Musimy wziąć jednak pod uwagę, że nie jest to cena samej obudowy. H1 to wręcz platforma dla małego peceta. Wbudowany system chłodzenia cieczą swojej kosztuje. To samo tyczy się dedykowanego modularnego zasilacza i to całkiem niezłego. Ba, nawet porządny Ryzer PCIe to koszt od 120 do 300 zł. Sumując to sama obudowa jest wydatkiem rzędu plus minus 400 zł.
Niby dalej dość drogo, ale za przemyślane i nowoczesne rozwiązanie czasem naprawdę warto dopłacić więcej. Tyle z plusów, ale szukałem także minusów tego produktu i choć niby wszyscy uwielbiają szkło hartowane, to właśnie te znajduje się u mnie na początku listy wad. Jest ono na tyle przyciemnione, że w środku naprawdę niewiele widać. A skoro już jesteśmy przy elementach wizualnych, to zatrzymajmy się przy nieszczęsnych naklejkach. Niby fajnie, że podpowiadają co i jak i absolutnie nie mam im tego za złe. Tylko dlaczego są one z papieru? Urywają się łatwo, a po ich zeskrobaniu zostaje trudny do zmazania klej. Może i wystarczy kwadrans na zbudowanie komputera we wnętrzu tej obudowy, ale uwierz mi, dwa razy tyle spędzisz na czyszczeniu śladów po tych nieszczęsnych naklejkach.
Kolejnym z problemu wydaje mi się sposób podłączenia peryferiów do naszego komputera. Od zawsze byłem przyzwyczajony, że mam dostęp do wszystkich złącz z tyłu obudowy. Zestaw H1 w swojej pionowej konstrukcji stawia wszystko na głowie, więc podłączenie chociażby nowej klawiatury wymaga przewrócenia całego komputera tylko po to, aby dostać się do portu USB bezpośrednio na płycie głównej. Dla wielu nie będzie to utrudnienie, bo przecież codziennie nie zmieniamy monitora i raz na jakiś czas faktycznie można zajrzeć pod tę obudowę. Sama konstrukcja podstawy może jednak, w przypadku niektórych płyt głównych, powodować utrudniony dostęp do niektórych portów. Mogło być blokowane przez jeden z elementów ramki. U mnie ten problem nie występuje, ale w niektórych płytach jak najbardziej wystąpić może.
Do tego miejsce pod spodem aż prosi się o dodatkowe elementy do estetycznego zakotwiczenia i wyprowadzenia kabli. Ot taka mała łyżka dziegciu w ładnej beczce miodu. No ale to tyle słowem zakończenia. Ja się już żegnam i zostawiam Was jeszcze chwilę sam na sam z zestawem zamontowanym na bazie NZXT H1. Do zobaczenia w kolejnych materiałach. Trzymajcie się. Hej!.